sobota, 1 marca 2014

#3

Niewyobrażalny ból i koszmary ogarnęły ciało i umysł. Leon nie był w stanie się ruszyć i nawet oddychanie sprawiało mu ból, czuł jakby rozdzierały mu się na strzępy wszystkie mięśnie, zszywały się niewidzialną nicią i znów rozrywały od nowa, przez cały czas. Męczyła gorączka, tak że nie wiedział co jest rzeczywistością, wspomnieniem, a co tylko wytworem jego umysłu. Widywał kobietę nachylającą się z ciekawością i troską, jakby czegoś oczekiwała, a Leon podświadomie nie chciał jej zawieść. Dotykała go i wlewała mu do ust płyn, przez który wydawało mu się jakby stawał w płomieniach, pił jednak przymuszony pragnieniem.
Widział wodę i ciemność. Wzburzony ocean nocą. Jego ciało rzucone w bezwładzie w morską toń. Czuł, że tonie. Czuł lodowate macki wciągające go w głębiny. Zupełnie jak wtedy gdy po raz ostatni był na morzu. Gdy oto poczuł nadchodzącą śmierć. Leon zaczął się miotać, szarpać, czuł jednak że jego działania są bezskuteczne. Mimo to walczył by utrzymać się na wodzie. Poczuł jak zimna woda zalewa mu płuca. Zaczął opadać.
W końcu ból i gorączka ustąpiły, że mógł świadomie się rozejrzeć. Na tyle, na ile pozwoliły mu same ruchy gałek ocznych zorientował się, że znajduje się w obcej, ale elegancko wyglądającej sypialni, a sam leżał na dużym i wygodnym łóżku w przepoconej pościeli. Czyli chyba nie było aż tak źle. Obok na wyciągnięcie ręki stał dzbanek i szklanka z wodą, ale i tak nie był w stanie po nie sięgnąć. Jęknął spragniony i bezsilny.
Po niedługim czasie przyszła kobieta. Ta sama co pojawiała się w majakach i jak mgliście sobie przypominał, która go skrzywdziła. Jednak w tej chwili nie chciał byś sam. Zmierzyła mu wierzchem dłoni temperaturę, puls i reakcję źrenic. Uśmiechnęła się zadowolona i wkropiła do szklanki parę kropli żółtego płynu.
- Spokojnie mój drogi, teraz będzie już tylko lepiej. Wypij to, musisz nabrać sił.
Wypił bez sprzeciwu gorzki napój, podczas gdy przytrzymywała mu głowę.
- Zadziwiająco dobrze sobie radzisz. Poleżysz jeszcze...
Nie słuchał, ponownie zapadł w sen, pozbawiony już koszmarów.

Siedziała obok niego, gdy znów odzyskał świadomość, i pisała ołówkiem w notatniku.
- Jak długo...?- wychrypiał
- Byłeś nieprzytomny prawie sześć dni. Mam parę pytań kontrolnych, aby ocenić twój stan. Jak się nazywasz?
- Leon... Leon Oster.
- Dobrze. Ile masz lat i co ostatnie pamiętasz?
- Dwadzieścia sześć. Pamiętam...- musiał silnie się zastanowić by oddzielić sny od rzeczywistości- jasny pokój, dużo sprzętu, jakieś naczynie- kiwała głową i notowała jego słowa- Co się ze mną stało? Gdzie jestem?
- Jesteś bezpieczny i pod moją opieką. Wkrótce porozmawiamy o naszej współpracy. Wypij jeszcze to- podała mu szklankę z mocno zabarwioną na żółto wodą- to już ostatnia taka porcja. Obiecuję- dodała, gdy zobaczyła jego skrzywioną minę- jak się obudzisz już nic nie będzie bolało, ale jeśli nie wypijesz wszystko pójdzie na marne.
Wypił. I znów jego ciałem wstrząsnęły bolesne skurcze.

Przez ciało Leona wciąż przechodziły dreszcze i czuł w ustach pustynię, a pościel była cała mokra od potu, ale po za tym czuł się dobrze. I wszystko sobie przypomniał. Znów obok niego siedziała trucicielka. Spojrzał na nią z nienawiścią. Doktor czując na sobie wzrok Leona przysunęła się do niego, aby go zbadać.
- Zostaw mnie!- odsunął się gwałtownie przyjmując pozycję siedzącą. Zaskoczony zauważył, że kobieta uśmiechnęła się z ulgą.
- Reakcje w normie. Jesteś głodny?
Podniósł wysoko brwi zdezorientowany, ale gdy zastanowił się nad pytaniem nieśmiało skinął głową. Alice wyszła bez słowa.
W końcu mógł się rozejrzeć dokładnie po sypialni. Większość mebli zostało usuniętych i zostało tylko łóżko, komoda i zasłonięte lustro w rogu pokoju, pomimo tego Leon nie miał wątpliwości, że mieszkała tu osoba bogata. Coraz mniej rozumiał, co go właściwie spotkało i dlaczego przyjął wszystko tak spokojnie. Wstał ostrożnie z łóżka i zdał sobie sprawę, że jest w nie swojej bieliźnie. Zaklął pod nosem i zerwał zasłonę z lustra. Spojrzał na niego inny człowiek niż się spodziewał.. W ogóle nie wyglądał na chorego, wręcz przeciwnie. Miał nawet wrażenie, że był bardziej umięśniony. Urosła mu broda i włosy, do tego stały się znacznie gęstsze. Wyostrzyły się rysy twarzy, ale pewnie było to spowodowane długim głodem, jednak co najdziwniejsze jego zielone oczy stały się bardziej złote. Nie miał czasu się nad tym zastanowić, gdy wróciła Alice z porcją gorącego gulaszu, na który od razu się rzucił.
- Prawo ewolucji mówi, że co cię nie zabije, to cię wzmocni- spojrzał na nią podejrzliwie żując zaciekle- Jesteś tego żywym przykładem i właśnie osiągnąłeś wyższe stadium, panie Oster.
- Jak?- spytał z pełnymi ustami- Przez to coś, co piłem?
- Zgadza się. To była ulepszona wersja wyciągu z Papaver ithunum, który został odkryty przez profesora Wokulsky’ego. Na resztę historii przyjdzie jeszcze czas. Przebierz się i zejdź do mojego gabinetu. Twoje ubrania leżą tam- wskazała róg pokoju- a jak chcesz to weź nowe z komody.
Gdy tylko skinął głową, doktor wyszła zamykając za sobą drzwi. W komodzie zgodnie z podejrzeniami znalazł elegancką odzież, ale wrzuconą jakby od niechcenia, nawet by nie myślał, że będzie dotykał czegoś takiego. Przymierzył i pasowała na niego prawie idealnie.
Zaśmiał się głośno widząc siebie ubranego w czystą białą koszulę i ciemnozielony surdut, gdyby tylko się odpowiednio ostrzygł mógłby udawać angielskiego dżentelmena i nikt znajomy by go nie poznał. Jednak wolał założyć swoje rzeczy i poczuć się we własnej skórze.
Doktor siedziała za eleganckim biurkiem z zielonymi obiciami, które musiało wyjść spod ręki tego samego mistrza co reszta mebli sądząc po zdobieniach i kolorach drewna, czekała na niego w gabinecie, który zapamiętał jak wchodził do tego domu Bez rękawiczek i melonika, za to z włosami wysoko upiętymi pisała coś ołówkiem w notatniku, gdy zorientowała się, że mężczyzna się pojawił spojrzała na niego uśmiechnięta jakby zadowolona ze swojego dzieła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz