Niewyobrażalny ból i koszmary ogarnęły ciało i umysł. Leon nie był w stanie
się ruszyć i nawet oddychanie sprawiało mu ból, czuł jakby rozdzierały mu się
na strzępy wszystkie mięśnie, zszywały się niewidzialną nicią i znów rozrywały
od nowa, przez cały czas. Męczyła gorączka, tak że nie wiedział co jest
rzeczywistością, wspomnieniem, a co tylko wytworem jego umysłu. Widywał kobietę
nachylającą się z ciekawością i troską, jakby czegoś oczekiwała, a Leon
podświadomie nie chciał jej zawieść. Dotykała go i wlewała mu do ust płyn,
przez który wydawało mu się jakby stawał w płomieniach, pił jednak przymuszony
pragnieniem.
Widział wodę i ciemność. Wzburzony ocean nocą. Jego ciało rzucone w
bezwładzie w morską toń. Czuł, że tonie. Czuł lodowate macki wciągające go w
głębiny. Zupełnie jak wtedy gdy po raz ostatni był na morzu. Gdy oto poczuł
nadchodzącą śmierć. Leon zaczął się miotać, szarpać, czuł jednak że jego
działania są bezskuteczne. Mimo to walczył by utrzymać się na wodzie. Poczuł
jak zimna woda zalewa mu płuca. Zaczął opadać.
W końcu ból i gorączka ustąpiły, że mógł świadomie się rozejrzeć. Na tyle,
na ile pozwoliły mu same ruchy gałek ocznych zorientował się, że znajduje się w
obcej, ale elegancko wyglądającej sypialni, a sam leżał na dużym i wygodnym łóżku
w przepoconej pościeli. Czyli chyba nie było aż tak źle. Obok na wyciągnięcie
ręki stał dzbanek i szklanka z wodą, ale i tak nie był w stanie po nie sięgnąć.
Jęknął spragniony i bezsilny.
Po niedługim czasie przyszła kobieta. Ta sama co pojawiała się w majakach i
jak mgliście sobie przypominał, która go skrzywdziła. Jednak w tej chwili nie
chciał byś sam. Zmierzyła mu wierzchem dłoni temperaturę, puls i reakcję
źrenic. Uśmiechnęła się zadowolona i wkropiła do szklanki parę kropli żółtego
płynu.
- Spokojnie mój drogi, teraz będzie już tylko lepiej. Wypij to, musisz
nabrać sił.
Wypił bez sprzeciwu gorzki napój, podczas gdy przytrzymywała mu głowę.
- Zadziwiająco dobrze sobie radzisz. Poleżysz jeszcze...
Nie słuchał, ponownie zapadł w sen, pozbawiony już koszmarów.
Siedziała obok niego, gdy znów odzyskał świadomość, i pisała ołówkiem w
notatniku.
- Jak długo...?- wychrypiał
- Byłeś nieprzytomny prawie sześć dni. Mam parę pytań kontrolnych, aby
ocenić twój stan. Jak się nazywasz?
- Leon... Leon Oster.
- Dobrze. Ile masz lat i co ostatnie pamiętasz?
- Dwadzieścia sześć. Pamiętam...- musiał silnie się zastanowić by oddzielić
sny od rzeczywistości- jasny pokój, dużo sprzętu, jakieś naczynie- kiwała głową
i notowała jego słowa- Co się ze mną stało? Gdzie jestem?
- Jesteś bezpieczny i pod moją opieką. Wkrótce porozmawiamy o naszej
współpracy. Wypij jeszcze to- podała mu szklankę z mocno zabarwioną na żółto
wodą- to już ostatnia taka porcja. Obiecuję- dodała, gdy zobaczyła jego
skrzywioną minę- jak się obudzisz już nic nie będzie bolało, ale jeśli nie
wypijesz wszystko pójdzie na marne.
Wypił. I znów jego ciałem wstrząsnęły bolesne skurcze.
Przez ciało Leona wciąż przechodziły dreszcze i czuł w ustach pustynię, a
pościel była cała mokra od potu, ale po za tym czuł się dobrze. I wszystko
sobie przypomniał. Znów obok niego siedziała trucicielka. Spojrzał na nią z
nienawiścią. Doktor czując na sobie wzrok Leona przysunęła się do niego, aby go
zbadać.
- Zostaw mnie!- odsunął się gwałtownie przyjmując pozycję siedzącą.
Zaskoczony zauważył, że kobieta uśmiechnęła się z ulgą.
- Reakcje w normie. Jesteś głodny?
Podniósł wysoko brwi zdezorientowany, ale gdy zastanowił się nad pytaniem
nieśmiało skinął głową. Alice wyszła bez słowa.
W końcu mógł się rozejrzeć dokładnie po sypialni. Większość mebli zostało
usuniętych i zostało tylko łóżko, komoda i zasłonięte lustro w rogu pokoju,
pomimo tego Leon nie miał wątpliwości, że mieszkała tu osoba bogata. Coraz
mniej rozumiał, co go właściwie spotkało i dlaczego przyjął wszystko tak
spokojnie. Wstał ostrożnie z łóżka i zdał sobie sprawę, że jest w nie swojej
bieliźnie. Zaklął pod nosem i zerwał zasłonę z lustra. Spojrzał na niego inny
człowiek niż się spodziewał.. W ogóle nie wyglądał na chorego, wręcz
przeciwnie. Miał nawet wrażenie, że był bardziej umięśniony. Urosła mu broda i
włosy, do tego stały się znacznie gęstsze. Wyostrzyły się rysy twarzy, ale
pewnie było to spowodowane długim głodem, jednak co najdziwniejsze jego zielone
oczy stały się bardziej złote. Nie miał czasu się nad tym zastanowić, gdy
wróciła Alice z porcją gorącego gulaszu, na który od razu się rzucił.
- Prawo ewolucji mówi, że co cię nie zabije, to cię wzmocni- spojrzał na
nią podejrzliwie żując zaciekle- Jesteś tego żywym przykładem i właśnie
osiągnąłeś wyższe stadium, panie Oster.
- Jak?- spytał z pełnymi ustami- Przez to coś, co piłem?
- Zgadza się. To była ulepszona wersja wyciągu z Papaver ithunum, który został odkryty przez profesora Wokulsky’ego.
Na resztę historii przyjdzie jeszcze czas. Przebierz się i zejdź do mojego
gabinetu. Twoje ubrania leżą tam- wskazała róg pokoju- a jak chcesz to weź nowe
z komody.
Gdy tylko skinął głową, doktor wyszła zamykając za sobą drzwi. W komodzie zgodnie
z podejrzeniami znalazł elegancką odzież, ale wrzuconą jakby od niechcenia, nawet
by nie myślał, że będzie dotykał czegoś takiego. Przymierzył i pasowała na
niego prawie idealnie.
Zaśmiał się głośno widząc siebie ubranego w czystą białą koszulę i
ciemnozielony surdut, gdyby tylko się odpowiednio ostrzygł mógłby udawać
angielskiego dżentelmena i nikt znajomy by go nie poznał. Jednak wolał założyć
swoje rzeczy i poczuć się we własnej skórze.
Doktor siedziała za eleganckim biurkiem z zielonymi obiciami, które musiało
wyjść spod ręki tego samego mistrza co reszta mebli sądząc po zdobieniach i
kolorach drewna, czekała na niego w gabinecie, który zapamiętał jak wchodził do
tego domu Bez rękawiczek i melonika, za to z włosami wysoko upiętymi pisała coś
ołówkiem w notatniku, gdy zorientowała się, że mężczyzna się pojawił spojrzała
na niego uśmiechnięta jakby zadowolona ze swojego dzieła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz