niedziela, 16 marca 2014

#4

- Cieszę się, że przyszedłeś- powiedziała jakby w ogóle nie chciała go zabić. Leon podszedł szybko i uderzył pięściami w blat biurka powodując przesunięcie się wszystkich przedmiotów.
- Co to ma wszystko znaczyć?!- krzyknął jej prosto w twarz nachylając się nisko.
Alice odruchowo odsunęła się na tyle na ile jej pozwalało oparcie fotela.
- Jeśli faktycznie chcesz poznać odpowiedzi, to usiądź proszę- odpowiedziała cierpliwie. Leon nie zmienił pozycji, patrzył się prosto w jej oczy dysząc ciężko- Może chociaż zechcesz napić się wina?- widząc jego niewzruszoną złość westchnęła cicho, nalała czerwonego płynu do kieliszka i pociągnęła duży łyk- Zwykłe słodkie wino o cudownym korzennym aromacie bez żadnych dodatków- nadal brak reakcji- Dobrze, skoro wolisz stać… Od czego by tu zacząć.
- Od początku
- Od dłuższego czasu zajmowałam się…
- Słyszałem czym się zajmujesz, jak chcesz pożyć to natychmiast powiesz co mi podałaś.
- Fenrir.
Zamrugał z niedowierzaniem.
- Co to do stu beczek piachu jest?
- W mitologii skandynawskiej ogromny wilk, jedno z trójki dzieci, jakie Loki miał z olbrzymką Angerbodą.
- Czy ty, kobieto, kiedykolwiek przestajesz gadać?- wzruszyła ramionami- Chyba jednak się napiję- zrezygnowany opadł  na fotel
- Częstuj się- wskazała na butelkę i kieliszki. Leon przysunął fotel do jej biurka i napełnił swój kieliszek. Już odstawiał butelkę, gdy spotkał wzrok Alice, która ruchem głowy wskazała na swój kieliszek. Nalał i jej.- To co za chwilę usłyszysz jest objęte tajemnicą państwową, więc musisz podpisać klauzurę dotyczącą zachowania milczenia, ten dokument będzie chronił zarówno moje jak i twoje interesy.
- Niby w jaki sposób?
- Mój wynalazek nie jest gotowy i ze względu na swój charakter nie może zostać na dzień dzisiejszy chroniony patentem. Oczywiście mi zależy, abyś o nim nie rozpowiadał, ale gdyby stało się inaczej mogłabym oskarżyć cię o kradzież, naruszenie własności intelektualnej i złamanie kilku praw etyki naukowej, co skończyłoby się dla ciebie bolesnym przesłuchaniem i procesem, czego pewnie sam nie chcesz, bo to twoje słowo przeciw mojemu popartym licencją.
Leon bez słowa chwycił podane pióro z trudem powstrzymując się przed wygłoszeniem serii uwag na temat przyznawaniu specjalnych praw naukowcom. Słyszał o zbyt wielu procesach i okrutnych egzekucjach polegających na trwałym okaleczeniu i napiętnowaniu nieszczęśnika, który wyjawił czyjąś tajemnicę. Milczenie nie stanowiło dla niego problemu. Nie miał jednak zamiaru bać się o swoją głowę, kiedy kaprys pani Harvey sprawi, że będzie ona wolała ją widzieć opakowaną w metalową skrzynkę z niebieską wstążeczką. Podpisał się na dokumencie, schował kopię do wewnętrznej kieszeni kurtki razem z lunetą. Kobieta patrzyła w zamyśleniu przez chwilę na szklane naczynia, po czym zwróciła się do Leona z wyciągniętym kieliszkiem.
- Za spotkanie.- szkło odbiło się cicho od siebie. Alice upiła dość sporą zawartość, Leon po niej zrobił to samo- Wybrałam cię do sprawdzenia skuteczności mojego wynalazku, masz się dobrze i zakładam, że taki stan pozostanie. W ramach dalszych badań muszę teraz monitorować twój stan, a ty informować mnie o wszystkich zmianach jakie odczuwasz…
- Hola nic nie muszę i nie mam ochoty zostawać dłużej szczurem do eksperymentów!
- Leonie, nie rozumiesz…
- Nie muszę. Wino może i dobre, ale ja jednak podziękuje.- powiedział, po czym dopił jednym haustem kieliszek i odłożył go na biurko. Stanął przed kobietą, ukłonił się z szerokim, lecz ironicznym uśmiechem- Miło było poznać panno Harvey, ale na mnie już czas. Miłego badania tego twojego czegoś…- kobieta milczała. Nie spodziewał się tak chłodnej reakcji.
-  Nikt cię tu nie trzyma. Drzwi są tam, aczkolwiek nie radzę- wskazała ruchem dłoni. Kolejne zaskoczenie, spodziewał się oporu. Mimo to odwrócił się i pewnym krokiem ruszył do wyjścia nie oglądając się nawet. Nie radzi? Gdy już wyciągnął rękę po klamkę usłyszał jej głos.
- Zapomniałeś o zapłacie Leonie...
No tak. Obiecała kasę.- pomyślał. Odwrócił się by spytać o dokładną kwotę. Wtedy to poczuł jakiś potężny, wewnętrzny impuls, a obraz stał się zamglony. Zdawało mu się, że jakaś tajemnicza siła ciągnie jego głowę i resztę ciała w bok, jakby tajemniczy bohater, który ostrym szarpnięciem za ubranie ratuje go spod kół pędzącej lokomotywy. Gdy ponownie się rozprostował, a obraz stał się wyraźny spojrzał na drzwi. W drewnie tkwił ozdobny nóż do otwierania kopert. Rękojeść była przeplatana czerwoną wstążką, a ostrze znajdowało się na wysokości jego głowy.
- Czyś ty rozum postradała kobieto!? To miała być ta zapłata?!- wrzasnął opierając się o ścianę. Alice stała spokojnie z rękoma schowanymi za plecami, jej twarz nie wyrażała ani skruchy, ani tym bardziej lęku przed Leonem.
- Gdybym chciała cię zabić zrobiłabym to wcześniej, po drugie mogłeś zginąć od substancji, którą ci podałam, a tak się jednak nie stało. Oraz może nie zauważyłeś, ale uskoczyłeś przed ostrzem.- Przeanalizował szybko jej słowa. Miała rację. Jeśli tak dobrze miota ostrzami mogła go wypatroszyć już w porcie. I ten jego unik. Trenował kiedyś sztuki walki i to nie byle boks w starym magazynie gdzie trenerem był wiecznie zapijaczony, stary bosman ale to czego dokonał zaskoczyło go, po za tym nie słyszał, aby któryś z wynalazków chemików mógł wywołać taki efekt.
- Rozumiem, że to ma związek z tym czymś co wypiłem.
- Zgadza się.
Odstąpił od ściany i zaczął zbliżać się do pani doktor. Nabierał pewności siebie.
- To jakiś narkotyk? Chwilowy wspomagacz?
- Wspomagacz- tak. Chwilowy narkotyk- nie.- odległość malała. Mierzyli się wzrokiem cały czas, niczym dwie bestie gotowe do ataku.
- Rozumiem więc, że to twoje coś robi z ludzi bogów? Ale unikanie ostrzy to chyba nie wszystko?
- Nie, lista twoich umiejętności jest większa. Jednak za chwilę...- Nie słuchał, dłuższe zdanie dało mu niezbędny czas. Z lekkością i niebywałą szybkością zmniejszył dystans. Chwycił Alice za gardło i naparł całym ciałem. Pchnął kobietę, która opadła na blat z cichym jękiem.
- A jak przedstawia się sprawa z zabiciem człowieka?- kobieta przez dłuższą chwilę miała szeroko otwarte oczy z przerażenia, lecz szybko doszła do siebie i znów przyjęła zimną, niewzruszoną postawę.
- Jesteś aż takim prostakiem, że zdolności które ci ofiarowałam chcesz wykorzystać do zabijania? Pomyliłam się, trzeba było znaleźć kogoś lepszego od ciebie drogi Leonie...- zaskoczyła go ponownie, ale nie bardziej niż to, że znów czuł ogarniającą go słabość. Alice absolutnie się nie bała, nie tego oczekiwał. Rozluźnił uścisk, a krew natychmiast uderzyła mu silnym strumieniem do głowy, powoli opadł na podłogę obok nóg Alice, opierając się plecami o biurko. Pogłębił oddech i siłą woli próbował uspokoić szalejące serce i nie zwracać uwagi na ból, który rozrywał mu mięśnie. Tym razem nie stracił przytomności. Doktor nie ruszyła się z miejsca, rozmasowała gardło dłonią, poprawiła bordową suknię, którą miała na sobie i patrzyła na niego z góry z założonymi ramionami.
- Jak poczujesz się lepiej wróć na fotel.
Pokiwał delikatnie głową. Poczekał aż da radę sam wstać, gdy mu się to udało opadł ciężko na fotelu. Miała rację w pewnej kwestii- nie był mordercą, a już na pewno nie mordercą kobiet.
- Gorączka powinna ci miąć w ciągu paru dni- zajęła miejsce za biurkiem i przyglądała mu się uważnie trzymając ołówek w dłoni
- Powinna? Mówiłaś, że to coś nowego.
- Testowałam na szczurach.
- Co?!- patrzył na nią z niedowierzaniem- A jakby nie zadziałało tak dobrze?
- To by ci serce nie wytrzymało.
- O tak, bardzo wygodnie mieć trupa w mieszkaniu.
- Nie widzę problemu- tego było za wiele, chciał się znów na nią rzucić i udowodnić, że nie można się tak ludźmi bawić, niech zostanie przy roślinkach czy co tam robiła. Niestety zawroty głowy wciąż nie ustawały.
- To dla ciebie chleb powszedni, co laluniu?- oparła brodę na wierzchu dłoni trzymającej ołówek. Badała zachowanie Leona, liczyła prawdopodobieństwa wystąpienia różnych reakcji.
- Tak i nie. Gdybyś umarł mogłabym sprzedać twoje ciało akademii medycznej, albo lekarzom samoukom, a jest ich sporo i nie zadają żadnych pytań. Z wrzuceniem ciała do rzeki miałabym lekki problem, stałbyś się jedzeniem dla szczurów, albo ciałem zainteresowałaby się policja, co jest jednak mało prawdopodobne. Mogłabym im ciebie oddać od razu i nawet nie musiałabym za bardzo kłamać.
- Oświeć mnie, pani doktor.
- Wszedłeś do mojego domu i wypiłeś coś czego nie powinieneś myśląc, że to alkohol. Bardzo poręczne- jakby na potwierdzenie swoich słów oparła się wygodniej- nawet nie musiałabym za wiele sprzątać, ani cię wynosić.
- Przykro mi bardzo, że zawiodłem!
- Wręcz przeciwnie. Wbrew twojemu ciągłemu mniemaniu nie jesteś ofiarą eksperymentu, ani w ogóle stratny. Poczułeś już się lepiej?- skinął głową potwierdzając- To dobrze- podeszła do niego i wymierzyła cios w twarz Leona otwartą dłonią. Siła uderzenia aż odwróciła mu głowę. Złapał się za piekący z bólu policzek. - To za atakowanie mnie, chamie! Nie pozwolę sobie na takie traktowanie, a tym bardziej pod moim dachem. - mówiła głośno, ale nie krzyczała. Było jednak widać, że jej gniew jest ogromny. Leon aż się skulił z powodu szoku. Rozmasował po raz ostatni policzek i pokazał otwarte dłonie w geście podobnym do kapitulacji. Za chwilę padł drugi cios, ciut słabszy, ale również powodujący chwilą dezorientację.
- A to za co!?
- Za nazywanie mnie lalunią!
- Spokojnie, proszę się uspokoić pani doktor. Najmocniej przepraszam za swoje zachowanie. Ale nie jest to dla mnie codzienna sytuacja.- próbował się bronić. Jego głos był cichy, czuł się niczym uczeń karcony przez nauczycielkę, zawstydzony i żałujący swojego czynu.
- Mówienie komuś aby się uspokoił zazwyczaj nie działa, ale przeprosiny przyjmuję. Teraz, jak ustaliliśmy zasady mogę przedstawić ci działanie Papaver, chyba że jednak chcesz uciec.
Gniew jaki w nim siedział powoli ulegał zwykłej, naturalnej ciekawości. Mówiła o mocy? Liście możliwości? I ten unik. Całe jego ciało wręcz krzyczało, że warto poznać dalszy ciąg tej historii. Poza tym, ona znała tą substancję. Co jeśli jej magiczne działanie prędzej czy później się skończy, a skutki tego mogą być opłakane? Albo już teraz jest otruty? Będzie potrzebować jej wiedzy. Patrzył jeszcze chwilę prosto w jej oczy. Ciemne niczym noc, dwie czarne perły. Podobało mu się te spojrzenie. Wziął głęboki oddech.
- Zostaję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz