- Cieszę się, że przyszedłeś- powiedziała jakby w
ogóle nie chciała go zabić. Leon podszedł szybko i uderzył pięściami w blat
biurka powodując przesunięcie się wszystkich przedmiotów.
- Co to ma wszystko znaczyć?!- krzyknął jej prosto w
twarz nachylając się nisko.
Alice odruchowo odsunęła się na tyle na ile jej
pozwalało oparcie fotela.
- Jeśli faktycznie chcesz poznać odpowiedzi, to usiądź
proszę- odpowiedziała cierpliwie. Leon nie zmienił pozycji, patrzył się prosto
w jej oczy dysząc ciężko- Może chociaż zechcesz napić się wina?- widząc jego niewzruszoną złość westchnęła cicho, nalała czerwonego płynu do kieliszka i
pociągnęła duży łyk- Zwykłe słodkie wino o cudownym korzennym aromacie bez
żadnych dodatków- nadal brak reakcji- Dobrze, skoro wolisz stać… Od czego by tu zacząć.
- Od początku
- Od dłuższego
czasu zajmowałam się…
- Słyszałem czym się zajmujesz, jak chcesz pożyć to
natychmiast powiesz co mi podałaś.
- Fenrir.
Zamrugał z niedowierzaniem.
- Co to do stu beczek piachu jest?
- W mitologii skandynawskiej
ogromny wilk, jedno z trójki dzieci, jakie Loki miał z olbrzymką Angerbodą.
- Czy ty, kobieto, kiedykolwiek
przestajesz gadać?- wzruszyła ramionami- Chyba jednak się napiję- zrezygnowany opadł na fotel
- Częstuj się- wskazała na butelkę i
kieliszki. Leon przysunął fotel do jej biurka i napełnił swój kieliszek. Już
odstawiał butelkę, gdy spotkał wzrok Alice, która ruchem głowy wskazała na swój
kieliszek. Nalał i jej.- To
co za chwilę usłyszysz jest objęte tajemnicą państwową, więc musisz podpisać
klauzurę dotyczącą zachowania milczenia, ten dokument będzie chronił zarówno
moje jak i twoje interesy.
- Niby w jaki sposób?
- Mój wynalazek nie jest gotowy i ze względu na swój
charakter nie może zostać na dzień dzisiejszy chroniony patentem. Oczywiście mi zależy, abyś o nim nie rozpowiadał, ale gdyby stało się inaczej
mogłabym oskarżyć cię o kradzież, naruszenie własności intelektualnej i
złamanie kilku praw etyki naukowej, co skończyłoby się dla ciebie bolesnym przesłuchaniem
i procesem, czego pewnie sam nie chcesz, bo to twoje słowo przeciw mojemu popartym licencją.
Leon bez słowa chwycił podane pióro z
trudem powstrzymując się przed wygłoszeniem serii uwag na temat przyznawaniu
specjalnych praw naukowcom. Słyszał o zbyt wielu procesach i okrutnych egzekucjach
polegających na trwałym okaleczeniu i napiętnowaniu nieszczęśnika, który
wyjawił czyjąś tajemnicę. Milczenie nie stanowiło dla niego problemu. Nie
miał jednak zamiaru bać się o swoją głowę, kiedy kaprys pani Harvey sprawi, że
będzie ona wolała ją widzieć opakowaną w metalową skrzynkę z niebieską
wstążeczką. Podpisał się na dokumencie, schował kopię do wewnętrznej kieszeni
kurtki razem z lunetą. Kobieta patrzyła w zamyśleniu przez chwilę na szklane
naczynia, po czym zwróciła się do Leona z wyciągniętym kieliszkiem.
- Za spotkanie.- szkło odbiło się cicho od
siebie. Alice upiła dość sporą zawartość, Leon po niej zrobił to samo- Wybrałam
cię do sprawdzenia skuteczności mojego wynalazku, masz się dobrze i zakładam, że
taki stan pozostanie. W ramach dalszych badań muszę teraz monitorować twój
stan, a ty informować mnie o wszystkich zmianach jakie odczuwasz…
- Hola nic nie muszę i nie mam ochoty
zostawać dłużej szczurem do eksperymentów!
- Leonie, nie rozumiesz…
- Nie muszę. Wino może i dobre, ale ja
jednak podziękuje.- powiedział, po czym dopił jednym haustem kieliszek i odłożył
go na biurko. Stanął przed kobietą, ukłonił się z szerokim, lecz ironicznym
uśmiechem- Miło było poznać panno Harvey, ale na mnie już czas. Miłego badania
tego twojego czegoś…- kobieta milczała. Nie spodziewał się tak chłodnej
reakcji.
- Nikt cię tu nie trzyma. Drzwi są
tam, aczkolwiek nie radzę- wskazała ruchem dłoni. Kolejne zaskoczenie,
spodziewał się oporu. Mimo to odwrócił się i pewnym krokiem ruszył do wyjścia
nie oglądając się nawet. Nie radzi? Gdy już wyciągnął rękę po klamkę usłyszał
jej głos.
- Zapomniałeś o zapłacie Leonie...
No tak. Obiecała kasę.- pomyślał. Odwrócił
się by spytać o dokładną kwotę. Wtedy to poczuł jakiś potężny, wewnętrzny
impuls, a obraz stał się zamglony. Zdawało mu się, że jakaś tajemnicza siła
ciągnie jego głowę i resztę ciała w bok, jakby tajemniczy bohater, który ostrym
szarpnięciem za ubranie ratuje go spod kół pędzącej lokomotywy. Gdy ponownie
się rozprostował, a obraz stał się wyraźny spojrzał na drzwi. W drewnie tkwił
ozdobny nóż do otwierania kopert. Rękojeść była przeplatana czerwoną wstążką, a
ostrze znajdowało się na wysokości jego głowy.
- Czyś ty rozum postradała kobieto!? To
miała być ta zapłata?!- wrzasnął opierając się o ścianę. Alice stała spokojnie
z rękoma schowanymi za plecami, jej twarz nie wyrażała ani skruchy, ani tym
bardziej lęku przed Leonem.
- Gdybym chciała cię zabić zrobiłabym to
wcześniej, po drugie mogłeś zginąć od substancji, którą ci podałam, a tak się
jednak nie stało. Oraz może nie zauważyłeś, ale uskoczyłeś przed ostrzem.- Przeanalizował szybko jej słowa. Miała rację. Jeśli tak dobrze miota ostrzami
mogła go wypatroszyć już w porcie. I ten jego unik. Trenował kiedyś sztuki
walki i to nie byle boks w starym magazynie gdzie trenerem był wiecznie
zapijaczony, stary bosman ale to czego dokonał zaskoczyło go, po za tym nie
słyszał, aby któryś z wynalazków chemików mógł wywołać taki efekt.
- Rozumiem, że to ma związek z tym czymś
co wypiłem.
- Zgadza się.
Odstąpił od ściany i zaczął zbliżać się do
pani doktor. Nabierał pewności siebie.
- To jakiś narkotyk? Chwilowy wspomagacz?
- Wspomagacz- tak. Chwilowy narkotyk- nie.-
odległość malała. Mierzyli się wzrokiem cały czas, niczym dwie bestie gotowe do
ataku.
- Rozumiem więc, że to twoje coś
robi z ludzi bogów? Ale unikanie ostrzy to chyba nie wszystko?
- Nie, lista twoich umiejętności jest
większa. Jednak za chwilę...- Nie
słuchał, dłuższe zdanie dało mu niezbędny czas. Z lekkością i niebywałą
szybkością zmniejszył dystans. Chwycił Alice za gardło i naparł całym ciałem.
Pchnął kobietę, która opadła na blat z cichym jękiem.
- A jak przedstawia się sprawa z zabiciem
człowieka?- kobieta przez dłuższą chwilę miała szeroko otwarte oczy z
przerażenia, lecz szybko doszła do siebie i znów przyjęła zimną, niewzruszoną
postawę.
- Jesteś aż takim prostakiem, że zdolności
które ci ofiarowałam chcesz wykorzystać do zabijania? Pomyliłam się, trzeba było znaleźć kogoś lepszego od ciebie drogi Leonie...-
zaskoczyła go ponownie, ale nie bardziej niż to, że znów czuł ogarniającą go słabość. Alice absolutnie się nie bała, nie tego oczekiwał. Rozluźnił
uścisk, a krew natychmiast uderzyła mu silnym strumieniem do głowy, powoli
opadł na podłogę obok nóg Alice, opierając się plecami o biurko. Pogłębił
oddech i siłą woli próbował uspokoić szalejące serce i nie zwracać uwagi na
ból, który rozrywał mu mięśnie. Tym razem nie stracił przytomności. Doktor nie
ruszyła się z miejsca, rozmasowała gardło dłonią, poprawiła bordową suknię, którą miała na sobie i patrzyła na niego z góry z założonymi ramionami.
- Jak poczujesz się lepiej wróć na fotel.
Pokiwał delikatnie głową. Poczekał aż da
radę sam wstać, gdy mu się to udało opadł ciężko na fotelu. Miała rację w
pewnej kwestii- nie był mordercą, a już na pewno nie mordercą
kobiet.
- Gorączka powinna ci miąć w ciągu paru dni- zajęła miejsce za biurkiem i przyglądała mu się uważnie trzymając
ołówek w dłoni
- Powinna? Mówiłaś, że to coś nowego.
- Testowałam na szczurach.
- Co?!- patrzył na nią z niedowierzaniem-
A jakby nie zadziałało tak dobrze?
- To by ci serce nie wytrzymało.
- O tak, bardzo wygodnie mieć trupa w
mieszkaniu.
- Nie widzę problemu- tego było za wiele,
chciał się znów na nią rzucić i udowodnić, że nie można się tak ludźmi bawić,
niech zostanie przy roślinkach czy co tam robiła. Niestety zawroty głowy wciąż
nie ustawały.
- To dla ciebie chleb powszedni, co
laluniu?- oparła brodę na wierzchu dłoni trzymającej ołówek. Badała zachowanie
Leona, liczyła prawdopodobieństwa wystąpienia różnych reakcji.
- Tak i nie. Gdybyś umarł mogłabym
sprzedać twoje ciało akademii medycznej, albo lekarzom samoukom, a jest ich
sporo i nie zadają żadnych pytań. Z wrzuceniem ciała do rzeki miałabym lekki
problem, stałbyś się jedzeniem dla szczurów, albo ciałem zainteresowałaby się
policja, co jest jednak mało prawdopodobne. Mogłabym im ciebie oddać od razu i nawet
nie musiałabym za bardzo kłamać.
- Oświeć mnie, pani doktor.
- Wszedłeś do mojego domu i wypiłeś coś
czego nie powinieneś myśląc, że to alkohol. Bardzo poręczne- jakby na
potwierdzenie swoich słów oparła się wygodniej- nawet nie musiałabym za wiele
sprzątać, ani cię wynosić.
- Przykro mi bardzo, że zawiodłem!
- Wręcz przeciwnie. Wbrew twojemu ciągłemu
mniemaniu nie jesteś ofiarą eksperymentu, ani w ogóle stratny. Poczułeś już się
lepiej?- skinął głową potwierdzając- To dobrze- podeszła do niego i wymierzyła cios w twarz Leona otwartą dłonią. Siła uderzenia aż odwróciła mu głowę.
Złapał się za piekący z bólu policzek. - To za atakowanie mnie, chamie! Nie
pozwolę sobie na takie traktowanie, a tym bardziej pod moim dachem. - mówiła
głośno, ale nie krzyczała. Było jednak widać, że jej gniew jest ogromny. Leon aż się skulił z powodu szoku. Rozmasował po raz ostatni policzek i pokazał otwarte
dłonie w geście podobnym do kapitulacji. Za chwilę padł drugi cios, ciut
słabszy, ale również powodujący chwilą dezorientację.
- A to za co!?
- Za nazywanie mnie lalunią!
- Spokojnie, proszę się uspokoić pani
doktor. Najmocniej przepraszam za swoje zachowanie. Ale nie jest to dla mnie
codzienna sytuacja.- próbował się bronić. Jego głos był cichy, czuł się niczym
uczeń karcony przez nauczycielkę, zawstydzony i żałujący swojego czynu.
- Mówienie komuś aby się uspokoił
zazwyczaj nie działa, ale przeprosiny przyjmuję. Teraz, jak ustaliliśmy zasady
mogę przedstawić ci działanie Papaver, chyba że jednak chcesz uciec.
Gniew jaki w nim siedział powoli ulegał
zwykłej, naturalnej ciekawości. Mówiła o mocy? Liście możliwości? I ten unik.
Całe jego ciało wręcz krzyczało, że warto poznać dalszy ciąg tej historii. Poza
tym, ona znała tą substancję. Co jeśli jej magiczne działanie prędzej czy
później się skończy, a skutki tego mogą być opłakane? Albo już teraz jest
otruty? Będzie potrzebować jej wiedzy. Patrzył jeszcze chwilę prosto w jej
oczy. Ciemne niczym noc, dwie czarne perły. Podobało mu się te spojrzenie.
Wziął głęboki oddech.
- Zostaję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz