sobota, 12 kwietnia 2014

#6

Nie potrzebował długo się zastanawiać komu najpierw złoży wizytę w ramach przysługiwania się nauce. Chociaż doktor długo mu tłumaczyła, że musi w pierwszych dniach uważać na siebie. W ogóle o tym nie myślał, czuł się jak nowy bóg.
Podczas pierwszego spaceru po Barnhoffie Leon niespodziewanie zaczął zdawać sobie sprawę z szeregu zapachów i szczegółów. Mijając mechanicznego konia ciągnącego dorożkę wydało mu się, że koń jest na granicy swojej użyteczności przez od dawna niezmieniany olej, brudną wodę w kotle, a w mgnieniu oka dostrzegł pierwsze ślady korozji. Z resztą dorożkarz również wydawał się być u kresu swoich sił i być może los maszyny był mu już obojętny. Kwiaty sprzedawane przez ośmioletnią dziewczynkę wydzielały słodko duszący aromat, zza uchylonego okna sączył się ledwo wyczuwalny zapach palonych kryształów, czuł strach pochodzący od szybko mijającego go mężczyzny. Leon odkrywał tajemnice Barnhoffu, co bardzo mu się podobało. Ale jak Fenrir wpłynął na jego zręczność. Umiał się wspinać, gdy był marynarzem urządzał z kolegami wyścigi na maszty i zazwyczaj wygrywał.
Nogi zaprowadziły go do Abgebrannt-Bezirk- Spalonej Dzielnicy, kiedyś nazywaną Dzielnicą Pragnień. Za czasów jej świetności można było tam zakupić wszystkie wynalazki chemików jakie istniały- wspomagacze, lekarstwa, afrodyzjaki, narkotyki zwane kryształami, które można było zażyć z dostępnymi na miejscu ladacznicami. Żyć nie umierać. Po środku chemicznego królestwa wybudowano największe wesołe miasteczko w Cesarstwie, chlubiące się ogromną karuzelą zamontowaną na poziomej osi zwaną przez niektórych młyńskim kołem. Pierwsza tego typu konstrukcja na świecie przyciągała tłumy. Do czasu aż zahaczył o nią nisko lecący sterowiec. Pręty karuzeli przebiły czaszę wypełnioną wodorem i wznieciły iskry powodując wybuch. Wszyscy ludzie znajdujący się na karuzeli spłonęli żywcem. Park rozrywki zamknięto, a okoliczne bulwary opustoszały przez rzekomo słyszane co noc wrzaski płonących dzieci.
Ledwo napoczęty przez złomiarzy park dla Leona stanowił idealną konstrukcję wspinaczkową. Biegał po wagonikach kolejki dla dzieci przypominające kształtami różne robaki. Wspinał się na zardzewiałe żelazne stelaż budek, w których kiedyś pewnie sprzedawano słodycze i skakał na kolejne znajdujące się w odległości przekarmiającej znacznie zasięg skoku normalnego człowieka. Zarówno skoki jak i utrzymanie równowagi nie stwarzały dla Leona żadnego problemu, równie dobrze mógł na nich tańczyć. Zagwizdał z podziwu dla swoich nowych umiejętności i spojrzał na młyńskie koło, ciekawe jaki jest z niego widok na Barnhoff.
Konstrukcja karuzeli ucierpiała najbardziej podczas wybuchu. Metal w niektórych miejscach stał się cieńszy, w innych popękał, a całość ozdabiała równomiernie warstwa rdzy i spalenizny. Przynajmniej nie będzie bujało jak na statku- dodawał sobie odwagi. Podciągnął się na żelaznym pręcie i na kolejny, balansował na coraz wyższej wysokości stawiając ostrożnie kroki i nie przystając nawet na chwilę.
W końcu udało mu się dotrzeć na górę, usiadł na stelażu zapierając się nogami i ściskając pręty udami. Mylił się jednak, karuzela poruszała się przy każdym podmuchu wiatru i to bardziej niż mógłby się spodziewać. Leon wyciągnął swoją lunetę i spojrzał w kierunku centrum miasta. Z nielicznych kominów wydobywał się gęsty dym, a nad ulicami panowała wieczna zasłona parowa zmieszana z sadzą. Przejrzyście było tylko w okolicy morza oraz wyludnionego Abgebrannt-Bezirk, a więc to by było na tyle z podziwiania widoków. Zamiast tego rozejrzał się po upiornym miasteczku. Próbował sobie wyobrazić jak wyglądało za czasów jego świetności, jednak gdzie nie spojrzał wszędzie widział płonące duchy, a wiatr wyjący pomiędzy konstrukcjami przypominał jęki, może w opowieściach było jakieś ziarno prawdy. Sam się cieszył, że z młyńskiego koła usunięto koszyki, które służyły ludziom do przejażdżki, jednak wyobraźnia podsunęła mu obraz zwęglonych ciał o szczękach opadających w parodii uśmiechu.
Kątem oka dostrzegł ruch, jednak gdy tam spojrzał nie dostrzegł nic niezwykłego, usłyszał za to trzask. Leon zaklął pod nosem zdając sobie sprawę, że dźwięk dobiegał spod niego. Delikatna konstrukcja osi zaczęła pękać pod dodatkowym ciężarem i wstrząsami. Pośpiesznie schował lunetę i zaczął opuszczać się w dół, lecz gwałtowny ruch tylko pogorszył sprawę. Będąc w połowie drogi w dół koło zerwało się z osi i zaczęło się przechylać wraz z ciężarem Leona.
Niech to cholerstwo tylko nie zacznie się toczyć. Huk rozpadającej się konstrukcji zagłuszył jego myśli, które weszły na szybkie obroty jak w gabinecie pani doktor. W mgnieniu oka przeskakiwał po rusztowaniu wybierając najbardziej stabilne powierzchnie i intuicyjnie uchylając się przed spadającymi metalowymi częściami. Odepchnął się silnie nogami, a upadając przeturlał się przez ramię by wylądować na kolanach. Koło młyńskie ostatecznie upadło na bok rozdzierając swoim trzaskiem uszy i wzniecając w powietrze kurz i drobinki rdzy. Leon zasłonił usta rękawem i zmrużył oczy. Krew dudniła w głowie, a początkowy strach powoli opadał. Przeanalizował to czego właśnie dokonał i zrozumiał, że uszedł z życiem dzięki swoim nowym umiejętnościom. Chyba będzie musiał podziękować pani doktor.
Pośpiesznie oddalił się z miejsca wypadku planując kolejne wyzwania dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz