- Zostaję.
- Bardzo dobrze. Możemy już sobie wszystko na spokojnie wyjaśnić. Jak już zauważyłeś poprawiła się twoja percepcja, koordynacja ruchowa i odpowiedzi na bodźce. Fenrir usprawnia głównie pracę mięści, aczkolwiek zdarzały się przypadki poprawy zdolności umysłowych. Co interesujące najlepiej współgra z tkankami już rozwiniętymi. Oznacza to, że im lepiej wytrenowany jest obiekt testowy- Leon prychnął oburzony- tym lepsze osiąga się wyniki, a cherlawe i chore osobniki nie kończą zbyt dobrze.
- Nadal mówimy o szczurach?
Alice zignorowała pytanie.
- Dlatego zaprosiłam na badania ciebie. Teraz jak już zotałeś poddany działaniu Fenriru musisz zostać pod moją obserwacją, abym mogła analizować długotrwały efekt, aczkolwiek jeśli wszystko dobrze policzyłam, czego jestem pewna, to nie powinno być problemów.
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem pierwszym, który to wypił?!- wyraźnie uradował doktor swoim pytaniem
- Bardzo lubię inteligentnych ludzi. Tak i nie. Jesteś pierwszym, który spróbował wersji ulepszonej przeze mnie, ale na razie skupmy się na tym co jest teraz. Fenrir dobrze się wchłonął, ale przez dłuższy czas możesz doświadczać skutków ubocznych objawiających się osłabieniem, wtedy przychodź do mnie, a coś na to poradzę, oraz wtedy gdy się jakkolwiek zranisz.
- Nie będę przybiegał po pomoc z katarkiem i otartym kolanem.
- Będziesz- odpowiedziała śmiertelnie poważnie- Fenrir stymuluje tkanki do szybszej regeneracji, ale nie działa tylko na ludzi...- umysł Leona podsunął mu obrazy krwiożerczych bestii, które stały się bardziej niebezpieczne. Ciekawe jak wygłądałyby walki ulepszonych w ten sposób psów? Wzdrygnął się na tę myśl-... ale też na mikroorganizmy, a to oznacza, że najbardziej niepozorne zakażenie może być fatalne w skutkach, więc lepiej abyś unikał zdarcia kolanka, ale...- zrobiła przerwę na dopicie wina.
- Ktoś kiedyś mi powiedział, że wszystko przed "ale" jest warte tyle co splunięcie do kanałów.
Ramiona Alice zatrzęsły się ze śmiechu
- To był mądry człowiek, byłby dobrym dyplomatą. Jak pewnie się domyślasz nie po to udoskonalałam twoją tężyznę fizyczną, abyś siedział na kanapie. Chcę, abyś zaczął ćwiczyć walkę, wspinał się, biegał, skakał...
- ...latał, pływał...
- Też możesz, cokolwiek byś rozwijał w tym kierunku. Oszlifowałam diament, a teraz musisz go osadzić w złocie.
- Mam obijać ludziom ryje w imię nauki- tym razem Leon się śmiał na dźwięk swych słów. Zaczął sobie przypominać wszystkich, którzy byli mu winni kasę, oszustów i tych z którymi miał niewyjaśnione rachunki, sporo ich było, ale teraz mógł im dobitnie przekazać co o nich myśli. Oto nadchodzi on, Leon, nowy władca portu i tawern. Długo nie będzie musiał narzekać na nudę i brak wrażeń.
- Przy okazji pomożesz mi podczas badań.
- W porządku, ale sekcji żywcem nie dam sobie zrobić.
- Och nie potrzebuję robić sekcji. Po prostu przyda mi się ktoś do łatwych prac, bo oczywiście do mojego sprzętu laboratoryjnego nie dam ci się dotknąć. Czasem brałam do siebie na praktyki studentów, ale za dużo z nimi zachodu. Dochodzimy do podsumowania tego wszystkiego. Chcę, abyś tu zamieszkał.
To musiał być sen. Aby to sprawdzić Leon chwycił butelkę wina i wlewał do gardła jej zawartość. Alice mówiła coś o konsekwencjach, ale równie dobrze mogła prowadzić wywód o świetlikach afrykańskich. Odstawił butelkę dopiero jak zaczął czuć lekkie kołysanie w głowie. Zdecydowanie nie śnił. Kusiło go, aby rzucić monetą do podjęcia decyzji, kiedy przypomniał sobie dzień, w którym się z doktor poznali. Zupełnie jakby był wieki temu. "Mam dziś szczęście" pomyślał wtedy po przebudzeniu z postanowieniem, że przyjmie od losu wszystko, co ten będzie chciał mu zaoferować. Spojrzał na okno, pomarańczowe światło wlewało się leniwie do środka przez grube zasłony, dzień jeszcze się nie skończył.
- Zgoda, przyjmuje ofertę, ale pod warunkiem, że już nie będziesz próbowała mnie zabić.
- To się akurat da załatwić
sobota, 22 marca 2014
niedziela, 16 marca 2014
#4
- Cieszę się, że przyszedłeś- powiedziała jakby w
ogóle nie chciała go zabić. Leon podszedł szybko i uderzył pięściami w blat
biurka powodując przesunięcie się wszystkich przedmiotów.
- Co to ma wszystko znaczyć?!- krzyknął jej prosto w
twarz nachylając się nisko.
Alice odruchowo odsunęła się na tyle na ile jej
pozwalało oparcie fotela.
- Jeśli faktycznie chcesz poznać odpowiedzi, to usiądź
proszę- odpowiedziała cierpliwie. Leon nie zmienił pozycji, patrzył się prosto
w jej oczy dysząc ciężko- Może chociaż zechcesz napić się wina?- widząc jego niewzruszoną złość westchnęła cicho, nalała czerwonego płynu do kieliszka i
pociągnęła duży łyk- Zwykłe słodkie wino o cudownym korzennym aromacie bez
żadnych dodatków- nadal brak reakcji- Dobrze, skoro wolisz stać… Od czego by tu zacząć.
- Od początku
- Od dłuższego
czasu zajmowałam się…
- Słyszałem czym się zajmujesz, jak chcesz pożyć to
natychmiast powiesz co mi podałaś.
- Fenrir.
Zamrugał z niedowierzaniem.
- Co to do stu beczek piachu jest?
- W mitologii skandynawskiej
ogromny wilk, jedno z trójki dzieci, jakie Loki miał z olbrzymką Angerbodą.
- Czy ty, kobieto, kiedykolwiek
przestajesz gadać?- wzruszyła ramionami- Chyba jednak się napiję- zrezygnowany opadł na fotel
- Częstuj się- wskazała na butelkę i
kieliszki. Leon przysunął fotel do jej biurka i napełnił swój kieliszek. Już
odstawiał butelkę, gdy spotkał wzrok Alice, która ruchem głowy wskazała na swój
kieliszek. Nalał i jej.- To
co za chwilę usłyszysz jest objęte tajemnicą państwową, więc musisz podpisać
klauzurę dotyczącą zachowania milczenia, ten dokument będzie chronił zarówno
moje jak i twoje interesy.
- Niby w jaki sposób?
- Mój wynalazek nie jest gotowy i ze względu na swój
charakter nie może zostać na dzień dzisiejszy chroniony patentem. Oczywiście mi zależy, abyś o nim nie rozpowiadał, ale gdyby stało się inaczej
mogłabym oskarżyć cię o kradzież, naruszenie własności intelektualnej i
złamanie kilku praw etyki naukowej, co skończyłoby się dla ciebie bolesnym przesłuchaniem
i procesem, czego pewnie sam nie chcesz, bo to twoje słowo przeciw mojemu popartym licencją.
Leon bez słowa chwycił podane pióro z
trudem powstrzymując się przed wygłoszeniem serii uwag na temat przyznawaniu
specjalnych praw naukowcom. Słyszał o zbyt wielu procesach i okrutnych egzekucjach
polegających na trwałym okaleczeniu i napiętnowaniu nieszczęśnika, który
wyjawił czyjąś tajemnicę. Milczenie nie stanowiło dla niego problemu. Nie
miał jednak zamiaru bać się o swoją głowę, kiedy kaprys pani Harvey sprawi, że
będzie ona wolała ją widzieć opakowaną w metalową skrzynkę z niebieską
wstążeczką. Podpisał się na dokumencie, schował kopię do wewnętrznej kieszeni
kurtki razem z lunetą. Kobieta patrzyła w zamyśleniu przez chwilę na szklane
naczynia, po czym zwróciła się do Leona z wyciągniętym kieliszkiem.
- Za spotkanie.- szkło odbiło się cicho od
siebie. Alice upiła dość sporą zawartość, Leon po niej zrobił to samo- Wybrałam
cię do sprawdzenia skuteczności mojego wynalazku, masz się dobrze i zakładam, że
taki stan pozostanie. W ramach dalszych badań muszę teraz monitorować twój
stan, a ty informować mnie o wszystkich zmianach jakie odczuwasz…
- Hola nic nie muszę i nie mam ochoty
zostawać dłużej szczurem do eksperymentów!
- Leonie, nie rozumiesz…
- Nie muszę. Wino może i dobre, ale ja
jednak podziękuje.- powiedział, po czym dopił jednym haustem kieliszek i odłożył
go na biurko. Stanął przed kobietą, ukłonił się z szerokim, lecz ironicznym
uśmiechem- Miło było poznać panno Harvey, ale na mnie już czas. Miłego badania
tego twojego czegoś…- kobieta milczała. Nie spodziewał się tak chłodnej
reakcji.
- Nikt cię tu nie trzyma. Drzwi są
tam, aczkolwiek nie radzę- wskazała ruchem dłoni. Kolejne zaskoczenie,
spodziewał się oporu. Mimo to odwrócił się i pewnym krokiem ruszył do wyjścia
nie oglądając się nawet. Nie radzi? Gdy już wyciągnął rękę po klamkę usłyszał
jej głos.
- Zapomniałeś o zapłacie Leonie...
No tak. Obiecała kasę.- pomyślał. Odwrócił
się by spytać o dokładną kwotę. Wtedy to poczuł jakiś potężny, wewnętrzny
impuls, a obraz stał się zamglony. Zdawało mu się, że jakaś tajemnicza siła
ciągnie jego głowę i resztę ciała w bok, jakby tajemniczy bohater, który ostrym
szarpnięciem za ubranie ratuje go spod kół pędzącej lokomotywy. Gdy ponownie
się rozprostował, a obraz stał się wyraźny spojrzał na drzwi. W drewnie tkwił
ozdobny nóż do otwierania kopert. Rękojeść była przeplatana czerwoną wstążką, a
ostrze znajdowało się na wysokości jego głowy.
- Czyś ty rozum postradała kobieto!? To
miała być ta zapłata?!- wrzasnął opierając się o ścianę. Alice stała spokojnie
z rękoma schowanymi za plecami, jej twarz nie wyrażała ani skruchy, ani tym
bardziej lęku przed Leonem.
- Gdybym chciała cię zabić zrobiłabym to
wcześniej, po drugie mogłeś zginąć od substancji, którą ci podałam, a tak się
jednak nie stało. Oraz może nie zauważyłeś, ale uskoczyłeś przed ostrzem.- Przeanalizował szybko jej słowa. Miała rację. Jeśli tak dobrze miota ostrzami
mogła go wypatroszyć już w porcie. I ten jego unik. Trenował kiedyś sztuki
walki i to nie byle boks w starym magazynie gdzie trenerem był wiecznie
zapijaczony, stary bosman ale to czego dokonał zaskoczyło go, po za tym nie
słyszał, aby któryś z wynalazków chemików mógł wywołać taki efekt.
- Rozumiem, że to ma związek z tym czymś
co wypiłem.
- Zgadza się.
Odstąpił od ściany i zaczął zbliżać się do
pani doktor. Nabierał pewności siebie.
- To jakiś narkotyk? Chwilowy wspomagacz?
- Wspomagacz- tak. Chwilowy narkotyk- nie.-
odległość malała. Mierzyli się wzrokiem cały czas, niczym dwie bestie gotowe do
ataku.
- Rozumiem więc, że to twoje coś
robi z ludzi bogów? Ale unikanie ostrzy to chyba nie wszystko?
- Nie, lista twoich umiejętności jest
większa. Jednak za chwilę...- Nie
słuchał, dłuższe zdanie dało mu niezbędny czas. Z lekkością i niebywałą
szybkością zmniejszył dystans. Chwycił Alice za gardło i naparł całym ciałem.
Pchnął kobietę, która opadła na blat z cichym jękiem.
- A jak przedstawia się sprawa z zabiciem
człowieka?- kobieta przez dłuższą chwilę miała szeroko otwarte oczy z
przerażenia, lecz szybko doszła do siebie i znów przyjęła zimną, niewzruszoną
postawę.
- Jesteś aż takim prostakiem, że zdolności
które ci ofiarowałam chcesz wykorzystać do zabijania? Pomyliłam się, trzeba było znaleźć kogoś lepszego od ciebie drogi Leonie...-
zaskoczyła go ponownie, ale nie bardziej niż to, że znów czuł ogarniającą go słabość. Alice absolutnie się nie bała, nie tego oczekiwał. Rozluźnił
uścisk, a krew natychmiast uderzyła mu silnym strumieniem do głowy, powoli
opadł na podłogę obok nóg Alice, opierając się plecami o biurko. Pogłębił
oddech i siłą woli próbował uspokoić szalejące serce i nie zwracać uwagi na
ból, który rozrywał mu mięśnie. Tym razem nie stracił przytomności. Doktor nie
ruszyła się z miejsca, rozmasowała gardło dłonią, poprawiła bordową suknię, którą miała na sobie i patrzyła na niego z góry z założonymi ramionami.
- Jak poczujesz się lepiej wróć na fotel.
Pokiwał delikatnie głową. Poczekał aż da
radę sam wstać, gdy mu się to udało opadł ciężko na fotelu. Miała rację w
pewnej kwestii- nie był mordercą, a już na pewno nie mordercą
kobiet.
- Gorączka powinna ci miąć w ciągu paru dni- zajęła miejsce za biurkiem i przyglądała mu się uważnie trzymając
ołówek w dłoni
- Powinna? Mówiłaś, że to coś nowego.
- Testowałam na szczurach.
- Co?!- patrzył na nią z niedowierzaniem-
A jakby nie zadziałało tak dobrze?
- To by ci serce nie wytrzymało.
- O tak, bardzo wygodnie mieć trupa w
mieszkaniu.
- Nie widzę problemu- tego było za wiele,
chciał się znów na nią rzucić i udowodnić, że nie można się tak ludźmi bawić,
niech zostanie przy roślinkach czy co tam robiła. Niestety zawroty głowy wciąż
nie ustawały.
- To dla ciebie chleb powszedni, co
laluniu?- oparła brodę na wierzchu dłoni trzymającej ołówek. Badała zachowanie
Leona, liczyła prawdopodobieństwa wystąpienia różnych reakcji.
- Tak i nie. Gdybyś umarł mogłabym
sprzedać twoje ciało akademii medycznej, albo lekarzom samoukom, a jest ich
sporo i nie zadają żadnych pytań. Z wrzuceniem ciała do rzeki miałabym lekki
problem, stałbyś się jedzeniem dla szczurów, albo ciałem zainteresowałaby się
policja, co jest jednak mało prawdopodobne. Mogłabym im ciebie oddać od razu i nawet
nie musiałabym za bardzo kłamać.
- Oświeć mnie, pani doktor.
- Wszedłeś do mojego domu i wypiłeś coś
czego nie powinieneś myśląc, że to alkohol. Bardzo poręczne- jakby na
potwierdzenie swoich słów oparła się wygodniej- nawet nie musiałabym za wiele
sprzątać, ani cię wynosić.
- Przykro mi bardzo, że zawiodłem!
- Wręcz przeciwnie. Wbrew twojemu ciągłemu
mniemaniu nie jesteś ofiarą eksperymentu, ani w ogóle stratny. Poczułeś już się
lepiej?- skinął głową potwierdzając- To dobrze- podeszła do niego i wymierzyła cios w twarz Leona otwartą dłonią. Siła uderzenia aż odwróciła mu głowę.
Złapał się za piekący z bólu policzek. - To za atakowanie mnie, chamie! Nie
pozwolę sobie na takie traktowanie, a tym bardziej pod moim dachem. - mówiła
głośno, ale nie krzyczała. Było jednak widać, że jej gniew jest ogromny. Leon aż się skulił z powodu szoku. Rozmasował po raz ostatni policzek i pokazał otwarte
dłonie w geście podobnym do kapitulacji. Za chwilę padł drugi cios, ciut
słabszy, ale również powodujący chwilą dezorientację.
- A to za co!?
- Za nazywanie mnie lalunią!
- Spokojnie, proszę się uspokoić pani
doktor. Najmocniej przepraszam za swoje zachowanie. Ale nie jest to dla mnie
codzienna sytuacja.- próbował się bronić. Jego głos był cichy, czuł się niczym
uczeń karcony przez nauczycielkę, zawstydzony i żałujący swojego czynu.
- Mówienie komuś aby się uspokoił
zazwyczaj nie działa, ale przeprosiny przyjmuję. Teraz, jak ustaliliśmy zasady
mogę przedstawić ci działanie Papaver, chyba że jednak chcesz uciec.
Gniew jaki w nim siedział powoli ulegał
zwykłej, naturalnej ciekawości. Mówiła o mocy? Liście możliwości? I ten unik.
Całe jego ciało wręcz krzyczało, że warto poznać dalszy ciąg tej historii. Poza
tym, ona znała tą substancję. Co jeśli jej magiczne działanie prędzej czy
później się skończy, a skutki tego mogą być opłakane? Albo już teraz jest
otruty? Będzie potrzebować jej wiedzy. Patrzył jeszcze chwilę prosto w jej
oczy. Ciemne niczym noc, dwie czarne perły. Podobało mu się te spojrzenie.
Wziął głęboki oddech.
- Zostaję.
sobota, 1 marca 2014
#3
Niewyobrażalny ból i koszmary ogarnęły ciało i umysł. Leon nie był w stanie
się ruszyć i nawet oddychanie sprawiało mu ból, czuł jakby rozdzierały mu się
na strzępy wszystkie mięśnie, zszywały się niewidzialną nicią i znów rozrywały
od nowa, przez cały czas. Męczyła gorączka, tak że nie wiedział co jest
rzeczywistością, wspomnieniem, a co tylko wytworem jego umysłu. Widywał kobietę
nachylającą się z ciekawością i troską, jakby czegoś oczekiwała, a Leon
podświadomie nie chciał jej zawieść. Dotykała go i wlewała mu do ust płyn,
przez który wydawało mu się jakby stawał w płomieniach, pił jednak przymuszony
pragnieniem.
Widział wodę i ciemność. Wzburzony ocean nocą. Jego ciało rzucone w
bezwładzie w morską toń. Czuł, że tonie. Czuł lodowate macki wciągające go w
głębiny. Zupełnie jak wtedy gdy po raz ostatni był na morzu. Gdy oto poczuł
nadchodzącą śmierć. Leon zaczął się miotać, szarpać, czuł jednak że jego
działania są bezskuteczne. Mimo to walczył by utrzymać się na wodzie. Poczuł
jak zimna woda zalewa mu płuca. Zaczął opadać.
W końcu ból i gorączka ustąpiły, że mógł świadomie się rozejrzeć. Na tyle,
na ile pozwoliły mu same ruchy gałek ocznych zorientował się, że znajduje się w
obcej, ale elegancko wyglądającej sypialni, a sam leżał na dużym i wygodnym łóżku
w przepoconej pościeli. Czyli chyba nie było aż tak źle. Obok na wyciągnięcie
ręki stał dzbanek i szklanka z wodą, ale i tak nie był w stanie po nie sięgnąć.
Jęknął spragniony i bezsilny.
Po niedługim czasie przyszła kobieta. Ta sama co pojawiała się w majakach i
jak mgliście sobie przypominał, która go skrzywdziła. Jednak w tej chwili nie
chciał byś sam. Zmierzyła mu wierzchem dłoni temperaturę, puls i reakcję
źrenic. Uśmiechnęła się zadowolona i wkropiła do szklanki parę kropli żółtego
płynu.
- Spokojnie mój drogi, teraz będzie już tylko lepiej. Wypij to, musisz
nabrać sił.
Wypił bez sprzeciwu gorzki napój, podczas gdy przytrzymywała mu głowę.
- Zadziwiająco dobrze sobie radzisz. Poleżysz jeszcze...
Nie słuchał, ponownie zapadł w sen, pozbawiony już koszmarów.
Siedziała obok niego, gdy znów odzyskał świadomość, i pisała ołówkiem w
notatniku.
- Jak długo...?- wychrypiał
- Byłeś nieprzytomny prawie sześć dni. Mam parę pytań kontrolnych, aby
ocenić twój stan. Jak się nazywasz?
- Leon... Leon Oster.
- Dobrze. Ile masz lat i co ostatnie pamiętasz?
- Dwadzieścia sześć. Pamiętam...- musiał silnie się zastanowić by oddzielić
sny od rzeczywistości- jasny pokój, dużo sprzętu, jakieś naczynie- kiwała głową
i notowała jego słowa- Co się ze mną stało? Gdzie jestem?
- Jesteś bezpieczny i pod moją opieką. Wkrótce porozmawiamy o naszej
współpracy. Wypij jeszcze to- podała mu szklankę z mocno zabarwioną na żółto
wodą- to już ostatnia taka porcja. Obiecuję- dodała, gdy zobaczyła jego
skrzywioną minę- jak się obudzisz już nic nie będzie bolało, ale jeśli nie
wypijesz wszystko pójdzie na marne.
Wypił. I znów jego ciałem wstrząsnęły bolesne skurcze.
Przez ciało Leona wciąż przechodziły dreszcze i czuł w ustach pustynię, a
pościel była cała mokra od potu, ale po za tym czuł się dobrze. I wszystko
sobie przypomniał. Znów obok niego siedziała trucicielka. Spojrzał na nią z
nienawiścią. Doktor czując na sobie wzrok Leona przysunęła się do niego, aby go
zbadać.
- Zostaw mnie!- odsunął się gwałtownie przyjmując pozycję siedzącą.
Zaskoczony zauważył, że kobieta uśmiechnęła się z ulgą.
- Reakcje w normie. Jesteś głodny?
Podniósł wysoko brwi zdezorientowany, ale gdy zastanowił się nad pytaniem
nieśmiało skinął głową. Alice wyszła bez słowa.
W końcu mógł się rozejrzeć dokładnie po sypialni. Większość mebli zostało
usuniętych i zostało tylko łóżko, komoda i zasłonięte lustro w rogu pokoju,
pomimo tego Leon nie miał wątpliwości, że mieszkała tu osoba bogata. Coraz
mniej rozumiał, co go właściwie spotkało i dlaczego przyjął wszystko tak
spokojnie. Wstał ostrożnie z łóżka i zdał sobie sprawę, że jest w nie swojej
bieliźnie. Zaklął pod nosem i zerwał zasłonę z lustra. Spojrzał na niego inny
człowiek niż się spodziewał.. W ogóle nie wyglądał na chorego, wręcz
przeciwnie. Miał nawet wrażenie, że był bardziej umięśniony. Urosła mu broda i
włosy, do tego stały się znacznie gęstsze. Wyostrzyły się rysy twarzy, ale
pewnie było to spowodowane długim głodem, jednak co najdziwniejsze jego zielone
oczy stały się bardziej złote. Nie miał czasu się nad tym zastanowić, gdy
wróciła Alice z porcją gorącego gulaszu, na który od razu się rzucił.
- Prawo ewolucji mówi, że co cię nie zabije, to cię wzmocni- spojrzał na
nią podejrzliwie żując zaciekle- Jesteś tego żywym przykładem i właśnie
osiągnąłeś wyższe stadium, panie Oster.
- Jak?- spytał z pełnymi ustami- Przez to coś, co piłem?
- Zgadza się. To była ulepszona wersja wyciągu z Papaver ithunum, który został odkryty przez profesora Wokulsky’ego.
Na resztę historii przyjdzie jeszcze czas. Przebierz się i zejdź do mojego
gabinetu. Twoje ubrania leżą tam- wskazała róg pokoju- a jak chcesz to weź nowe
z komody.
Gdy tylko skinął głową, doktor wyszła zamykając za sobą drzwi. W komodzie zgodnie
z podejrzeniami znalazł elegancką odzież, ale wrzuconą jakby od niechcenia, nawet
by nie myślał, że będzie dotykał czegoś takiego. Przymierzył i pasowała na
niego prawie idealnie.
Zaśmiał się głośno widząc siebie ubranego w czystą białą koszulę i
ciemnozielony surdut, gdyby tylko się odpowiednio ostrzygł mógłby udawać
angielskiego dżentelmena i nikt znajomy by go nie poznał. Jednak wolał założyć
swoje rzeczy i poczuć się we własnej skórze.
Doktor siedziała za eleganckim biurkiem z zielonymi obiciami, które musiało
wyjść spod ręki tego samego mistrza co reszta mebli sądząc po zdobieniach i
kolorach drewna, czekała na niego w gabinecie, który zapamiętał jak wchodził do
tego domu Bez rękawiczek i melonika, za to z włosami wysoko upiętymi pisała coś
ołówkiem w notatniku, gdy zorientowała się, że mężczyzna się pojawił spojrzała
na niego uśmiechnięta jakby zadowolona ze swojego dzieła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)