Błogi sen przerwało wylane prosto
na głowę wiadro wody. Leon zerwał się gwałtownie ze swojego miejsca i
przeklinał głośno nie ograniczając się do delikatnych słów osobę, która go
obudziła i zdążyła zniknąć z okna. Powąchał swoje ubranie- przynajmniej woda była
w miarę czysta. W ten wietrzny, ciepły dzień szybko powinien wyschnąć.
Zachodził w głowę, co działo się
poprzedniej nocy. Wymacał kieszenie brązowej skórzanej kurtki, ale o dziwno
wszystko było na miejscu, nawet mała składana luneta. Zdziwiony znalazł w
kieszeniach wytartych spodni kilka drobnych monet, po tym uzmysłowił sobie, że
boli go tylko głowa od parującego alkoholu i nic po za tym. Uśmiechnął się
szeroko gratulując sobie udanego wieczoru. Byłby perfekcyjny, gdyby obudził się
w czyimś łóżku, ale aż takie cuda się nie zdarzają.
Lekkim krokiem ruszył do
najbliższej tawerny by wydać drobniaki i zaradzić na ból głowy. Przekroczył
próg małego browaru, który zasłynął z tego, że przez grube szklane szyby można
było zaglądać do kadzi i podziwiać przebieg produkcji, oraz zawieszoną pod
sufitem chłodnicę zwrotną wypełnioną jakimś luminescencyjnym płynem, który
według właściciela miał coś wspólnego z meduzami sprowadzonymi prosto z
Japonii, ale nikt mu nie wierzył. Leon już od progu wypatrzył zaprzyjaźnionego
barmana zmywającego drewniane stoły.
- Hej, Karl! Zostaw te stoły i tak
się będą lepić. Nalej mi tego specjalnego, ciemnego piwa, bo czuję, że mam dziś
szczęście.
Karl nie podzielał tego zdania i
rzucił szmatą w gościa, który zrobił unik.
- Leon! Wynoś się stąd! Masz zakaz
wstępu!
- Ale... co ja znowu zrobiłem? No
weź, nie bądź świnia i daj mi się napić piwa…
- Co zrobiłeś?! Powiem ci co
zrobiłeś- barman podniósł z podłogi nogę połamanego stołu i zaczął nią
wymachiwać- ograłeś w karty jakiś nowych Azjatów, a gdy chcieli ci przyłożyć
obiłeś im tak ryje, że dopiero skończyłem zbierać ich zęby...
- Za to ja mam wszystkie, to dobry
powód do wypicia.
- ...Potem wywaliłem cię przez
zaplecze, aby dać ci fory, to w tym czasie te żółte cwele wszczęły bójkę na pół
baru.
- To już nie moja wina.
- Jeszcze nie posprzątałem tego
bałaganu. Wypad, ale już!- kawałek drewna zataczał coraz większe kręgi.
Leon uniósł ręce w geście
kapitulacji i pośpiesznie opuścił tawernę mając nadzieję, że nie oberwie niczym
w plecy.
Gdy chodził po brukowanych
uliczkach portowych zdał sobie sprawę, że w ciągu tygodnia wyrzucili go ze
wszystkich okolicznych barów za rozróby. Ciężkie jest życie awanturnika
hazardzisty. Udał się do portu w poszukiwaniu szansy na zarobek chcąc zatrudnić
się przy rozładunku, jednak nikt nic nie miał. Tyle by było z mojego szczęścia-
myślał i włóczył się leniwie bez celu. Tak nudnego dnia dawno nie miał.
Wypatrzył zabudowany balkon na
piętrze opuszczonego budynku, wspiął się na niego po zardzewiałej rynnie. Gdy
się tam znalazł wyciągnął przed siebie nogi i z braku lepszego zajęcia zaczął
obserwować ludzi na ulicy przez małą, kieszonkową lunetę. Drobną pamiątkę z
czasów gdy jego domem było morze. Z tęsknotą wpatrywał się w zacumowane statki,
wiele się zmieniło na przestrzeni kilku lat. Intensywnie pracujący biolodzy
opracowali nowe gatunki zwierząt, których część znalazła zastosowanie w
marynarce. Słyszał o czymś podobnym do myszy nauczonych posługiwać się niedawno
powstałym alfabetem Morse'a, idealne do szybkiego przekazywania rozkazów.
Podobno nowe odmiany potrafiły nawet odnajdywać usterki i o nich informować.
Były też ptaki, które widział przez soczewki lunety, odlatywały od statku badać
zmiany pogodowe, na które były bardzo wyczulone, a te z gatunków łowieckich
potrafiły wskazywać miejsca występowania ławic.
Czasami zastanawiał się czy nie
wrócić, ale zawsze w takich chwilach głos w głowie, przypominał mu dlaczego
wybrał żywot szczura lądowego. Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos z dołu.
- Złaź na dół parszywy nierobie!
- Uszanowanie, panie Milbe- Leon
zawiesił się na zewnętrznej części balkonu i zeskoczył na bruk obok
przyjaciela. - Działo się coś ciekawego od wtorku?
- Moja łajba szykuje się do
odpływu, tym razem dalej, do Ameryki. Chcesz się zabrać?
- Obecnie szukam jakiego zajęcia w
okolicy- Skupił wzrok na nieadekwatnym do pogody futrzanym, wysłużonym szaliku owiniętym dokładnie wokół grubej szyi Milbego- Gustu nie masz za grosz, co to za paskudztwo masz na szyi? Niech mnie
piorun strzeli, co to jest?!- Leon odsunął się o krok
Coś co początkowo wydawało się być
szalikiem wyjętym z rynsztoku w rzeczywistości było zwierzęciem, chyba również
wyjętym z rynsztoku. Zwierzę rozplątało się z szyi Milbego i odwróciło swój
mały mysi łepek wprost na Leona i patrzyło się na niego uważnie i powoli. Po
pierwsze było brzydkie, potem długie jak przedramię, brązowe futro miało
postrzępione, wytarte, a w niektórych miejscach w ogóle go nie było, łapki
miało nienaturalnie krótkie, aby mogło się swobodnie poruszać, ale za to
nadrabiało zwinnością, bo jak wąż wyciągnęło się w stronę Leona, aby go
obwąchać, wtedy dopiero zauważył, że było ślepe.
- Lubi cię- Milbe pogłaskał je po
głowie- na niektórych warczy- jakby wyczuwając, że mowa o nim zwierzę odwróciło
się w stronę właściciela i znów zaplotło się wokół jego szyi.
- Ktoś kto ci to dał musiał być
zachwycony, że trafił na takiego frajera.
- Znalazłem go przy śmietniku,
wygląda na nieudany twór eugeników. Żałuj, że nie widziałeś jak wtedy okropnie
wyglądał.
- Nie żałuję. Ich stworzenia
zazwyczaj coś mają robić. Grzeje to chociaż?
- Szybko się
uczy i lgnie do ludzi, przez to właśnie poznałem niezłą kobitkę., według niej
to zmodyfikowana tchórzofretka. Mówiłeś, że szukasz zajęcia? Ona jakieś
oferowała, mówiła kogo szuka, opis idealnie pasował do ciebie.
- Co to za praca- Milbe wzruszył
ramionami- chociaż wiesz, gdzie ją znajdę?
Nieoczekiwanie zwierzę wskazało
pyskiem kierunek.
- Tam ją widziałem pół godziny
temu. Łatwo poznać, typ mądrali z uniwera. Leć i powodzenia.- Leon udał się we wskazanym
kierunku rozglądając się uważnie, jednak nie licząc na cud.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz