poniedziałek, 5 maja 2014

#8

To musiał być człowiek Ściany, tylko oni mogliby nosić broń w takim miejscu bez sprzeciwu madame.
- Zaraz wracam piękna, przyniosę więcej rumu.- chichotał mówiąc te słowa, a gdy tylko zamknął drzwi Leon zaatakował. Kopnął w tył prawego kolana, mężczyzna zachwiał się, był na tyle zaskoczony, że nawet nie wydał z siebie krzyku tylko gardłowy jęk. Jednocześnie z kopnięciem Leon wyjął jego nóż, a lewą ręką złapał ofiarę za włosy i uderzył twarzą w ścianę prawdopodobnie łamiąc mu nos. Człowiek Ściany prawie leżał na ziemi, gdy Leon odwrócił go do siebie i przystawił mu jego własny nóż do gardła. Mężczyzna miał szeroko otwarte oczy z przerażenia i pół twarzy zalaną krwią
- Rozsmaruje twoje flaki po tym korytarzu. Gdzie jest Ściana?- Leon starał się zniekształcić jak tylko może swój głos. Mężczyzna drżącą dłonią wskazuje na koniec korytarza.
- L-l-lewe drzwi. Błagam, nie rób mi krzywdy.- wyszeptał.
- Dziękuje za współpracę. Zdrzemnij się.- Leon podniósł nóż swej ofiary i uderzył rękojeścią w skroń człowieka. Mężczyzna padł nieprzytomny, a Leon zostawił nóż na podłodze i pewnym krokiem skierował się przez korytarz do wskazanych mu drzwi. Wziął głęboki oddech, po czym potężnym kopniakiem wyważył drzwi. Ku jego szczęściu Ściana dopiero przymierzał się do zabaw z kobietą i wyglądał na kompletnie zaskoczonego. Był szerokim, barczystym mężczyzną o gęstych brwiach i opadających ku dołowi wąsami. Siedząca mu na kolanach kobieta ubrana jedynie w koszulę nocną zaczęła piszczeć i krzyczeć opuszczając kieliszek wina.
- Kim ty, kurwa, jesteś?!- wrzasnął gangster wstając z łóżka z bojowym nastawieniem.
- Twoim najgorszym koszmarem…- Leon sam nie wiedział czemu to powiedział. Sekundę później złączył się w bojowym uścisku ze Ścianą i zaczęli się szarpać. Muller rzucił swego napastnika na drewnianą toaletkę, impet ciała rozbił duże lustro. Gdy gangster ruszył do ataku, napędzany Fenrirem Leon szybko wyprowadził kontratak. Potężny podbródkowy wygiął ciało Mullera do tyłu, kopnięcie w klatkę piersiową posłało Ścianę na szerokie łóżko. Leon rzucił się na swą ofiarę i zaczął obijać jego twarz pięściami okrytymi twardą skórą. Krew ze złamanego nosa trysnęła na jego ubranie, lecz szybkie zwycięstwo nie trwało długo. Nie zauważył, kiedy do pokoju wbiegli kolejni ludzie. Jeden z nich powstrzymał intruza uderzając go drewnianym krzesłem w plecy, Leon upadł na podłogę przy oknie wśród drzazg z rozbitego mebla, nie zdążył złapać oddechu, dwóch mężczyzn zaczęło go kopać, trzeci w tym czasie pomógł wstać swemu szefowi.
- Panie Ściana, nic panu nie jest?!- spytał.
- Zabije tego gnoja! Dawać go tu! I daj mi jakąś chustę!- Ściana krzyczał rządny krwi. Jego zbiry podniosły Leona, który wciąż był zamroczony po ciosie krzesłem i serią kopnięć na całym ciele. Mężczyźni trzymali go silnie i pewnie. Ściana zakrył złamany nos chustką, która szybko nabierała czerwonej barwy.
- Myślisz, że jesteś taki twardy?! Że możesz przyjść sobie i obić mi twarz śmieciu?! Zaraz się kurwa przekonasz, że to ja będę twoim najgorszym koszmarem! Kto Cię przysłał łachudro?! KTO!?- gdy krzyczał kropelki śliny zmieszanej z krwią podały na twarz Leona. Ten dziękował niebiosom że wciąż miał zakrytą twarz. Ściana wciąż krzyczał próbując się dowiedzieć kto nasłał na niego Leona myśląc, iż była to akcja konkurencyjnego gangu, przybliżał swoją twarz do jego. Leon na to właśnie czekał. Wyprowadził silne kopnięcie w krocze gangstera, ten wydał z siebie głośny jęk i upadł na kolana puszczając chustę. Tak jak przewidział, ludzie Ściany zaskoczeni tym nagłym i bezczelnym atakiem na sekundę poluzowali chwyt, co Leon wykorzystał i wyrwał prawą rękę nagłym ruchem w dół. Następnie wymierzył silny cios w twarz trzymającego tak, że puścił Leona i poleciał w róg pokoju. Gangster z prawej złapał oburącz Leona na wysokości klatki piersiowej i ścisnął mocno, po chwili otrzymał cios wymierzony głową odchyloną mocno do tyłu. Zbir puścił swą niedoszłą ofiarę i został odepchnięty kopnięciem w stronę okna, przez które wyleciał z głośnym krzykiem pośród szkła i drewna. Ostatni pomagier Mullera rzucił się przez łóżko na Leona trzymając w ręku nóż, cios wymierzony zza głowy zablokował z łatwością lewym przedramieniem kierując rękę napastnika w bok, łapiąc ją w nadgarstku i uderzając jednocześnie prawym łokciem w szczękę nożownika. Wciąż trzymając dłoń z nożem, prawą rękę owinął wokół szyi napastnika i skierował jego głowę ku dołowi. Popchnął z całą siłą ciało ofiary na ścianę obok okna, głośny huk towarzyszący uderzeniu głowy nożownika w twardą przeszkodę zasugerował, że został wyeliminowany z walki. Na wszelki wypadek Leon wbił rękę wciąż trzymającą nóż w wystający kawał szkła z okna. Gdy szklane ostrze przebiło dłoń nożownika na wylot, ten wypuścił broń głośno krzycząc. Muller wciąż leżąc na podłodze patrzył z przerażeniem na zbliżającego się Leona.
- Cz-czego ty ode mnie chcesz?!- zapiszczał niczym mały chłopiec, gdy zamaskowany oprawca nachylił się nad nim.
- Żebyś się bał…- wycedził najbardziej demonicznym głosem jaki tylko umiał naśladować. Wstał i zaczął zmierzać ku drzwiom wyjściowym. Spełnił życzenie pani doktor, wypróbował w najbardziej realistycznych warunkach działanie Fenriru. I był bardzo zadowolony z tego co osiągnął. Gdyby ktoś zdjął mu teraz chustę, ujrzałby szeroki uśmiech. Leon wyobraźnią już widział reakcję Alice. Jego rozmyślenie przerwało ostrze sztyletu wchodzące w jego plecy. Popełnił błąd, nie docenił determinacji Ściany.
- Zginiesz, śmieciu!- wysyczał mu do ucha. Leon natychmiast wyprowadził kontratak- cios łokciem w twarz, cios w brzuch, silne jakby był jednym z automatów. Pochwycił zbira za ubranie i rzucił go na szafkę przy łóżku. Dopiero po tym ruchu zdał sobie sprawę, że popełnił błąd. Ściana uderzył w mebel i strącił lampę oliwną, która pękła jak bańka mydlana na jego ciele. Mężczyzna zaczął płonąć jak pochodnia krzycząc i wierzgając z bólu, płomienie szybko zajęły pościel, Leon ratował się ucieczką, gdy płonący Muller ruszył ku niemu. Wyjął po drodze tkwiący w plecach nóż i cisnął go do stającego w ogniu pokoju.
Wbiegł na strych zanim korytarz zapełnił się krzyczącymi kobietami i mężczyznami, gdy wskoczył na dach gęsty dym wydobywał się już z okna, za którym przed chwilą znajdowała się arena walk. Ranny mężczyzna postanowił ewakuować się inną trasą, aby ludzie na dole patrząc w kierunku najwyższego piętra nie spostrzegli i jego. Biegł znów po dachach kamienic, a dachówki trzaskały i zgrzytały pod jego butami. Gdy w końcu znalazł dogodne miejsce do zejścia, gdzie nie było ludzi zdarł z twarzy chustę zrobioną z skradzionej sukienki i trzymając ją w ręku zeskoczył po rurach na chodnik. Dopiero na dole poczuł ogarniające go osłabienie, a rana od sztyletu zaczynała dawać o sobie znać. Zaczął powoli iść w kierunku mieszkania Alice przyciskając jak tylko mógł chustę do obficie krwawiącej rany.
Gdy widział jasną łunę płonącego burdelu i gęsty dym na nocnym niebie był jednocześnie z siebie dumny i zmartwiony- wymierzył silny cios w świat przestępcy Barnhoffu, ale jednocześnie obawiał się, że krew i płomienie będą coraz częstszym widokiem odkąd zgodził się towarzyszyć tajemniczej pani doktor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz