27 maja 1853
Obiekt eksperymentalny pomyślnie
przeszedł transformację. Zgodnie ze wcześniejszymi wyliczeniami i prognozami
przebywał tydzień w stanie komy. Obiekt dokarmiano doustnie standardową karmą i
stale obniżano temperaturę ciała. W czasie trwania procedury obiekt nie
przejawiał niepożądanych zachowań i nie wystąpiły żadne problemy. Po
przebudzeniu obiekt wykazał dezorientację…
---
…nie wykazał dezorientacji i szybko wrócił do pełni sił,
które- zgodnie z prognozą- tracił w sposób niekontrolowany przez kolejne kilka
dni w coraz dłuższych odcinkach czasu. Na dzień dzisiejszy nie widać żadnych
nieprawidłowości rozwojowych. Prowadzone będą dalsze obserwacje i testy.
Dotychczasowe testy przebiegały w sposób zadowalający…
„…a z obiektem wiązane są spore nadzieje”- dodała już w
myślach.
Zapisaną kartkę wyrwała z notatnika i spaliła nad płomieniem
świecy. Mając pamięć absolutną nie musiała niczego zapisywać, czyniła to raczej
dla porządku i z szacunku do tradycji badawczych. Zdobyte doświadczenia
zmuszały ją do tworzenia alternatywnych historii i szyfrów. Usłyszała kiedyś że
historii uczy się po to by nie powtarzać błędów poprzedników, ale co z historią
poznaną na własnej skórze. Przewróciła kartkę w dzienniku i na kolejnej stronie
zaczęła spisywać dane wyssane z palca, aż była zadowolona ze stworzonych
paradoksów. Stwarzane bajki w naukowych notatkach były drzazgą w oku, z biegiem
czasu zaczynały tworzyć spójną całość, tak aby nawet doświadczony odbiorca mógł
je przyjąć za prawdę.
Odkąd tylko poznała Leona większość swojego czasu spędzała w
laboratorium na strychu na pozyskaniu ekstraktów z roślin. Praca była mozolna i
wieloetapowa, ale nowo zdobyta nadzieja dodawała sił do pracy jednocześnie
odbierając czas na sen. Dzięki temu, że Leon znikał na całe wieczory miała czas
na spokojną pracę. Przynajmniej dopóki nie wracał.
Chodził codziennie szukać guza i skoro zyskał przewagę
przeprowadzał swoje małe wendetty. Jednak nieprzyzwyczajony organizm musiał
czasami odchorować przyjmowanie specyfiku, przez co wracał mocno poturbowany.
Miała szczerą nadzieję, że nie tym razem.
Gdy spojrzała na zegar dochodziła druga nad ranem, czas gdy
normalne panny od dawna śpią. Zeszła do gabinetu, aby zanotować ostatnie
postępy. Przydałoby się urządzenie do nagrywania myśli, albo chociaż takie, aby
móc je pozbierać. Na to przynajmniej mogła zaradzić. Na biurku pojawił się
kryształowy kieliszek wypełniony czerwonym winem, jeszcze tylko kropla brakującego
Fenriru.
Alice zagłębiła się w fotelu wypijając kojącą mieszankę. Po
chwili specyfik zaczął działać pobudzając i przywracając siły życiowe. Kiedy
ostatnio spała? Chyba wieki temu.
Po kolejnej godzinie usłyszała trzaśnięcie drzwiami.
- Pani doktor!- a jednak. Odłożyła pióro i zbiegła do
salonu, gdzie już czekał Leon. Krew mu płynęła z nosa na podstawioną lewą dłoń,
a prawą miał całą otartą.
- Kiedy to cholerstwo zacznie w końcu działać jak należy?!
- Nikt ci nie kazał podchodzić pod nóż silniejszych
osobników.
- To ja byłem silniejszy dopóki nie oberwałem!
Zignorowała go ogarniając wzrokiem jego powierzchowne rany,
które wystarczy tylko polać alkoholem, aż sama zauważyła pociętą i
zaczerwienioną koszulę na plecach. Leon nie spuszczał pani biolog z oka. Zachowywał się inaczej niż gdy go ostatnio opatrywała, oczekiwał. Postanowiła w końcu wykazać zainteresowanie.
- Jak to sobie zrobiłeś?
- Przeczytasz jutro w gazecie- odpowiedział z rezonem.
- Mogłeś zostać przez kogoś rozpoznany?- zaniepokoiła się.
- Nie, myśleli że jestem kimś innym.
- Doskonale, nie powinieneś aż tak się rzucać w oczy. A teraz zdejmuj- wskazała na koszulę- i pokaż co tam masz.
Uśmiechnął się lubieżnie ostrożnie sięgając do guzików
- Zazwyczaj słyszę to w innych sytuacjach i dodam...-
koszula upadła na podłogę- że są zachwycone.
I się nie dziwię- pomyślała rzucając pobieżne spojrzenie na
rysujące się coraz wyraźniej jego mięśnie i bez słowa wzięła się za odkażanie i
opatrywanie ran. Goiły się szybko, po tych sprzed dwóch dni nie został żaden
ślad, a najświeższe zaczynały się zasklepiać.
- Będzie potrzebne szycie- machnęła na ranę na plecach i
wzięła się za przeszukiwanie szuflad pod kontem nici.
- Często sypiasz?
- Gdy jestem zmęczona- przyklęknęła przy nim i zaczęła
nawlekać nić na igłę.
- Nie pytałem o odpoczywanie - zerknął na nią z góry, ale
spotkał się z zimnym spojrzeniem kobiety. Szeroki uśmiech wstąpił na jego
twarz- Swoją drogą możesz tak zostać.
- Dziękuję za pozwolenie - nic nawleczona. Dopiero teraz
zauważył jak duża była igła.
- Zaraz, a znieczulenie czy coś takiego?
- Nie potrzebujesz.
Igła wbiła się boleśnie w miękkie tkanki, a po chwili
nastąpiło mocne szarpnięcie. Leon zagryzł zęby i wykrzywił twarz, ale nie wydał
z siebie żadnego dźwięku.
- Dobrą wiadomością natomiast jest to...- Dobry początek, zaczęła
już pogodniejszym tonem- że jak tylko Fenrir dobrze się wchłonie do twojego
organizmu- kolejne szarpnięcie- to pojedziemy do Alzacji, muszę się z kimś
spotkać... Gotowe- nitka odcięta.- zgodnie z moimi prognozami po południu
będziemy mogli zdjąć szwy.
Alice zaczęła chować wszystkie przybory, a Leon w końcu
odetchnął z ulgą.
- Musisz go bardzo lubić.- nie zakładając koszuli rozłożył
się na kanapie. Czuł już swędzenie w okolicy rany, a to oznaczało, że
faktycznie szybko zaczynała się goić.
- Owszem, mamy wiele wspólnego- usiadła w fotelu naprzeciwko
i uśmiechnęła się do jakiś myśli z dalekiej przeszłości- w dodatku całkiem miło
go wspominam.
- Nie, miałem na myśli, że mówiąc o nim zapomniałaś o
torturowaniu mnie.- zachichotała, nawet całkiem... przyjaźnie?
- Nie mam żadnej przyjemności ani interesu w znęcaniu się
nad tobą. Chcę tylko...
- Tylko co? Wytresować?
- ... osiągnąć satysfakcjonujący poziom współpracy oparty na
wzajemnym szacunku.
"Ty zimna mądralo, kiedyś to ja cię tak wytresuję, że
będziesz błagała o więcej."
Miał wrażenie, że gdy o tym pomyślał oczy pani doktor
zabłysły, a usta wygięły się w uśmiechu, który czasami pojawiał się na twarzach
ludzi, z którymi grywał w karty. Leona przeszedł dreszcz, gdyż ten uśmiech
mówił "pokaż co masz, cwaniaczku" i oznaczał, że miał kłopoty.