środa, 23 grudnia 2015

#16

Przez krótką chwilę żałowała, że Leon zostawił ją sam z ciężkimi walizkami, jako dama nie była przyzwyczajona do noszenia takich ciężarów. Jednak chwilę po tej myśli pojawi się lęk czy ludzie, z którymi pojawi się Zygfryd nie są nowym pokoleniem żołnierzy pod działaniem ulepszonego Fenriru? Skoro jej samej przez lata udało się udoskonalić recepturę była nikła szansa, że udało to się też jej wrogom dysponującym znaczenie lepszą technologią i mogących rekrutować największe umysły nauki. Leon był zbyt niedoświadczony, aby poradzić sobie z tak liczną grupą ludzi posiadających podobne, jeśli nie lepsze umiejętności. Nawet jeśli byliby to zwykli opryszkowie, głównym problemem pozostawał dowodzący nimi Zygfryd, który nie miał sobie równych.
Dochodziła właśnie do kolejnych drzwi oddzielających wagony. Postawiła walizki i wkładając dużo siły otworzyła masywne drzwi. Od razu uderzył ją w twarz pęd powietrza, nigdy nie lubiła tych małych, trzęsących się pomostów między wagonami, a będąc małą dziewczynką bała się przez nie przechodzić. Gdy sięgnęła po walizki nagle jej oczom ukazała się głowa mężczyzny, który zwisał z dachu wagonu.
-Dzień dobry, szanowna panienko.- uśmiechnął się po czym zeskoczył na pomost i poprawił czarną marynarkę.- Panienka pozwoli ze mną.- mężczyzna momentalnie zmienił ton głosu na nie znoszący sprzeciwu i ruszył w jej stronę przysłaniając swoją posturą całe światło drzwi. Szybki kopniak w krocze powstrzymał jego zapędy, napastnik złapał się za miejsce uderzenia i padł na kolana.
- Suka...- wyjęczał. Gdy Alice będąc dumna ze swej wygranej chciała się wycofać w głąb korytarza usłyszała trzask pękającego szkła. To drugi z podwładnych Zygfryda uderzył całym ciałem w okno i wskoczył do środka opuszczając się przy pomocy małej krótkiej linki, gdy tylko wyprostował się wyciągnął mały rewolwer i wycelował w Alice.
- Ani kroku dalej. Jurgen, wstawaj pętaku! Dałeś się jakieś babie!- krzyknął. Mężczyzna z obolałym kroczem wstał z wyrazem gniewu na twarzy. Chwycił Alice za gardło i cisnął ją o ścianę pierwszego pustego przedziału pozbawiając kobietę tchu.
- Szefie, może szef złazić, mamy ją.- powiedział wciąż trzymając ją za szyje w żelaznym uścisku. I wtedy jej oczom ukazał się Zygfryd. Niemowa z twarzą pełną blizn podszedł do Alice i spojrzał na nią badawczo, jego wzrok zdawał się mówić: ,,tyle zachodu o taką małą kobietę?”.
- Puszczajcie łajzy!- wydusiła z siebie doktor szarpiąc się całym ciałem. Mężczyzna trzymający ją za gardło drugą ręką wyciągnął z marynarki nóż i przystawił jej do policzka. To zahamowało bojowe instynkty Alice, z przerażeniem spojrzała na ostrze a następnie na twarz oprawcy.
- Milcz! Von Roettig kazał nam Cię dostarczyć w jednym kawałku, ale nic nie wspominał o drobnych uszkodzeniach. Przemodelować ci buźkę, słońce?!
- Dobra, Jurgen, starczy tych sztuczek, zabieramy ją do wagonu pierwszej klasy i tam już się nią zajmiemy Racja, szefie?- rewolwerowiec zaadresował swe pytanie do Zygfryda, ten tylko kiwnął lekko głową. Jurgen trzymający Alice wykręcając jej dłoń pchnął ją przez drzwi na pomost łączący wagonu, za nim podążył Zygfryd niosąc walizki, ostatni szedł oprych z rewolwerem.
Nagle za swoimi plecami Alice usłyszała świst powietrza i głuchy, przeciągły jęk ostatniego w kolumnie. Wszyscy w tym samym czasie odwrócili się. Oczy uzbrojonego mężczyzny powędrowały ku górze, a jego ciało bezwładnie opadło na kolana by następnie runąć twarzą na podłogę. Z pleców wystawał mu potężny nóż, a wokół ostrza powoli powiększała się brunatna plama krwi. Dopiero po dłuższej chwili Alice dostrzegła kilka metrów dalej stojącego bez ruchu Leona z rządzą mordu w oczach.
- Ty draniu!- krzyczy Jurgen zaoferowany śmiercią kompana. Te kilka sekund dezorientacji wykorzystuje Alice uderzając z impetem obcasem stopę trzymającego, który odruchowo puścił jej rękę, dzięki czemu Alice wykonała zamach do tyłu i uderzyła łokciem w brodę napastnika, ten poleciał do tyłu trzymając się za miejsce trafienia. Kobieta zaczęła się wspinać na dach wagonu, Zygfryd tymczasem szybko dokonał kalkulacji priorytetów. Nakazał gestem ręki swemu podwładnemu zająć się Leonem, a on sam wspiął się na dach w pościgu za panią doktor.

Leon zaszarżował na podwładnego Zygfryda, który w tym czasie podnosił rewolwer upuszczony przez martwego kompana, co zrobił za wolno, bo gdy celował w Leona, ten był już przy nim. Padł pierwszy strzał uszkadzając sufit. Mężczyźni wylądowali na ziemi szarpiąc się w silnych uściskach. Odziany w czerń starał się wycelować w twarz Leona, padły kolejne dwa strzały tuż przy jego głowie, po czym odezwały się krzyki ludzi na korytarzu. Leon uderzył czołem w nos leżącego pod nim mężczyzny łamiąc mu chrząstki. Następnie uderzył całą ręką dzierżącą broń o podłogę. Zbir puścił rewolwer przy trzecim uderzeniu. Następnie wyprowadzonych kilka lewych sierpowych pozbawiło podwładnego Zygfryda przytomności. Leon podniósł się czym prędzej i chwytając pistolet wskoczył na dach pociągu.
W twarz uderzył go pęd powietrza, oczy i nos zaczynała szczypać sadza wydobywająca się wraz z dymem z lokomotywy, mimo to biegł w kierunku Zygfryda, który był już przy chwiejącej się Alice. Leon wycelował broń, choć wiedział, że miał marne szanse na trafienie. Strzał chybił, ale przykuł uwagę Zygfryda, który odepchnął kobietę, która wylądowała całym ciałem na dachu, i zaczął szarżę na Leona. Ten wymierzył raz jeszcze i nacisnął spust, gdy napastnik był tylko metr od niego. Niemowa jednak wykonał unik i kula lekko otarła się o jego ramię. Następny strzał został zastąpiony głuchym kliknięciem obwieszczającym koniec amunicji.
- Szlag…- szepnął sam do siebie Leon, po czym odrzucił broń i ruszył na Zygfryda. Dwa ciała zderzyły się ze sobą w bojowym szale. Inicjatywa jednak od początku była po stronie sługi von Roettiga zniżając Leon do samego unikania ciosów. Wiedział, że Zygfryd nie był zwykłym przeciwnikiem, ze wszystkich sił próbował się jednak odgryzać i wyprowadzać kilka ataków, które jednak były skutecznie blokowane przez przeciwnika. Zygfryd szybko skrócił dystansu i wyprowadził cios głową w twarz Leona dekoncentrując go na chwilę. Doświadczony wojownik chwycił prawe ramię młodzieńca i wymierzył mu cios pięścią. W odpowiedzi broniący się wykonał kopniak w udo powodując zgięcie się Zygfryda. Leon przygotował się już do wyprowadzenia uderzenia od góry, ale niemowa okazał się szybszy. Wyprowadził cios w brzuch, następny w splot słoneczny, kolejne w twarz, odrzucił Leona na co najmniej metr. Chwiejący się Leon nie zdążył zareagować, kiedy jego napastnik znów był przy nim i kopnięciem podcinającym sprowadził swą ofiarę na dach pociągu. Po kolejny ciosie w twarz ochroniarz von Roettiga chwycił za klamrę od pasa spodni Leona i jego marynarkę, uniósł go by wyrzucić z pociągu. Leon szarpał się, choć te kilka walk i ciosy odebrały mu wolę dalszej obrony. I wtedy Zygfryd z głuchym jękiem upadł na jedno kolano upuszczając Leona na dach pociągu, to Alice kopnęła zbira w tył kolana pozbawiając go równowagi. Lewa dłoń kobiety uzbrojona w długie paznokcie wbiła się w twarz mężczyzny, a place trafiły na oczodoły wpychając jego oczy w głąb czaszki. Zygfryd trzymał już rękę Alice gotowy ją odepchnąć jak natrętną muchę, gdy jej druga dłoń trzymająca krótki sztylet wymierzyła celny cios w jego gardło. Z ust i rany trysnęła krew, oczy ochroniarza niemal wyszły z orbit, ale mimo to Zygfryd szarpiąc się wykonał kopnięcie wymierzone w Leona.
- Zostaw go!- krzyknęła Alice zaskakująco głośno i z dziką furią przeciągnęła ostrze do przodu rozrywając tym samym gardło Zygfryda. Fontanna krwi oblała leżącego Leona, a Zygfryd w konwulsjach pośmiertnych opadł na twarz. Alice puściła go, a następnie zepchnęła ciało z dachu i obserwowała jak bezwładnie spadło lądując w krzakach tuż przy torach. Chwilę później, gdy doszła do siebie klęknęła przy Leonie.
- Nic ci nie jest?!- spytała nachylając się blisko niego, lecz on tylko cicho jęczał z bólu.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś tak mi złoił skórę. Ych… i do tego jestem cały w krwi. Jego krwi.
- Czyli wszystko w porządku. Zbierajmy się stąd. Narobiliśmy za dużo hałasu.
- Anton nie będzie zadowolony z naszego spóźnienia.- Leon uśmiechnął się krzywo.
- Zrozumie, na pewno zrozumie.- Alice odwzajemniła uśmiecha i czule potargała Leona po głowie.
- Dziękuję za ratunek, wilczyco…
- Do usług.- Wyciągnęła do Leona rękę, aby pomóc mu wstać.- Tylko nie myśl, że jak jesteś poobijany to zwalnia cię od noszenia.
Zołza…- pomyślał Leon uśmiechając się w duszy gdy kuśtykał do krawędzi dachu wagonu.